wtorek, 3 marca 2015

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY PIĄTY



            - Dasz radę tam wejść? - zatrzymał się przed wysokim, blisko czterometrowym podestem i wskazał dłonią na zwisającą z góry wykonaną z grubej liny drabinkę, która kołysana podmuchami wiatru, wodziła po drewnianych deskach pokładu. - Czy może mam cię wnieść?
            - Chyba jeszcze mnie nie znasz do końca - zbliżyła się do niego i z zawadiackim uśmiechem pstryknęła go w czubek nosa - Takie drabinki mam w małym paluszku.
            - Tak? - złapał ją za rękę i przyciągnął do siebie - I pewnie zaraz mi powiesz, że jak byłaś młodsza to rodzice wysłali cię na jakiś obóz przetrwania, albo że lubisz w piątek po pracy, tak dla rozrywki, pojechać sobie do parku wspinaczkowego i poszaleć na ściance, mam rację?
            - I tu się pan kapitan pomylił - roześmiała się promiennie, wodząc palcami pod bawełnianym materiałem jego koszulki, największą uwagę poświęcając napiętym mięśniom brzucha oraz bliznom na lewej piersi, które starał się zatuszować tatuażem. - Ojciec Majki, w któreś wakacje wybudował dla nas domek na drzewie. Niewielki, dwie osoby to już był tłok. Nazywałyśmy go bazą. Przypominał bardziej gołębnik, ale dla nas był idealny, potrafiłyśmy siedzieć w nim od rana do nocy. Wchodziło się do niego właśnie po takiej drabince, a kiedy nie chciałyśmy, żeby ktoś do nas przychodził, wciągałyśmy ją do góry. To były czasy - głośno wypuściła powietrze, żałując że dzieciństwo minęło tak szybko.
            - Z każdą chwilą mnie zadziwiasz - założył jej włosy za ucho i czule pocałował jej rumiany policzek - Jesteś zupełnie inna niż te wszystkie dziewczyny, które poznałem.
            - Dla twoich wiadomości, myszy i pająków też się nie boję - roześmiała się głośno i wyrwała z jego objęć.
            - Boże, gdzieś ty się uchowała? - powiedział pod nosem i z niedowierzaniem pokręcił głową, przyglądając się dziewczynie, która bez najmniejszego trudu wspinała się po drabinie wykonanej z grubej liny, przypominając mu żołnierza na poligonie, który umorusany w błocie, stara się osiągnąć najlepszy czas, by uchronić się przed sprzątaniem rejonów. - I jak? - wszedł za nią na podest, objął ją od tyłu w pasie, splatając palce na jej brzuchu, a  podbródek oparł na ramieniu, omiatając jej szyję ciepłym oddechem, którego miętowy zapach mieszał się z aromatem słodkiego wina. - Podoba ci się?
            - Alan... - jęknęła nie mogąc oderwać wzroku od niezliczonej ilości puchatych koców i poduszek, którymi wyścielony był cały podest. W rogu paliło się kilka świec, których płomień, poddając się morskiej bryzie, przygasał lekko i znów wracał do życia, a obok stała duża szklana misa pełna truskawek i nektarynek. - Jeszcze nigdy nikt się tak dla mnie nie starał - powiedziała drżącym głosem, starając się powstrzymać napływające do jej oczu łzy.
            - A powinien, zasługujesz na to - objął ją mocniej i czule pocałował płatek jej ucha, sprawiając, że zapragnęła go jeszcze bardziej niż do tej pory. "Uspokój się, uspokój się natychmiast, do niczego nie dojdzie. Alan ma rację. Najpierw musisz zerwać z Igorem, a potem będzie czas na przyjemności! Jesteś oazą spokoju, pierdolonym kwiatem lotosu, pamiętasz?" wypuściła z ust drżący oddech, nie zdając sobie sprawy, że wstrzymywała go tak długo. - Wszystko w porządku?
            - Tak, w jak najlepszym - wydusiła z siebie, starając się brzmieć naturalnie, jednak głos jej się załamał, zdradzając zniecierpliwienie i podenerwowanie.
            - To co, zapraszam w moje skromne progi - zgiął się w pół, gestem dłoni wskazując przygotowane dla nich miękkie posłanie, co od razu skojarzyło jej się z lokajem, ubranym w wytworny frak, który zaprasza przybyłych gości do środka willi, należącej do nieziemsko bogatych właścicieli największego w całej Ameryce kasyna. Rozbawiona tą myślą, skinęła uprzejmie głową i naśladując średniowieczne księżniczki, złapała za materiał swojej długiej spódnicy, rozkładając go na boki i z niezwykłą gracją oraz dostojnością ukłoniła się.
            - Kiedy udało ci się to wszystko przygotować? - zsunęła ze stóp sandały, usiadła na miękkim, polarowym kocu i wyciągnęła przed siebie wyprostowane nogi, wspierając się na łokciach.
            - Dobre duszki mi pomogły - zaśmiał się i położył obok niej.
            - Domyślam się, że mówimy o twojej załodze.
            - Bardzo nam kibicują. Przyznali się ostatnio, że odkąd zaczęło się między nami układać, stałem się milszy i bardziej... czekaj, jak to było? Życiowy, przystępny i parę jeszcze innych określeń. W każdym razie chodziło im o to, że dzięki tobie spędzają więcej czasu na lądzie niż na morzu i chyba coś w tym jest. - pokręcił głową, przyznając rację kolegom. - Ciągnie mnie do ciebie, nic na to nie poradzę. - rozłożył ręce w geście bezradności.
            - Przyznam, że bardzo mnie to cieszy, choć nie sądziłam, że tak się to wszystko potoczy.
            - Myślałaś, że nic z tego nie będzie, a ja od początku wiedziałem, że się uda, chociaż troszkę się bałem, że będę musiał się dłużej pomęczyć z uświadomieniem ci, że to ja jestem tym jedynym.
            - Przepraszam, czy ty aby przypadkiem nie powiedziałeś, że jestem łatwa? - oburzyła się i starając się zachować kamienną twarz, uderzyła go trochę mocniej niż zamierzała w brzuch.
            - Nie, broń Boże - przyciągnął ją do siebie i objął ramieniem. - Chciałem powiedzieć, że na początku stawiałaś duży opór, broniłaś się rękami i nogami, zasłaniałaś się Igorem, ale jak wiadomo z miłością się nie dyskutuje i dlatego jesteś tu teraz ze mną i robisz wszystko, żeby zaciągnąć mnie do łóżka - roześmiał się i pocałował ją czule we włosy.
            - To aż tak widać? - zawstydzona ukryła twarz w zagłębieniu jego szyi i mocno objęła go nogą.
            - Tak i bardzo mi się to podoba - szepnął, unosząc do góry zwiewny materiał jej długiej spódnicy. Jego szorstkie dłonie błądziły po zgrabnym i miękkim udzie dziewczyny, sunąc coraz wyżej, niepewnie dotykając zaokrąglonego pośladka.
            - Naprawdę od początku wiedziałeś, że chcesz ze mną być?
            - Tak - odpowiedział niemal natychmiast, nie zastanawiając się ani sekundy - Odkąd cię pierwszy raz zobaczyłem na plaży, pamiętasz? Szukałaś Rei, byłaś przestraszona i zapłakana, już wtedy miałem ochotę cię przytulić i dać ci gwiazdkę z nieba.
            - Zrobiłam z siebie idiotkę, mało się tam ze wstydu nie spaliłam, pamiętam, że nie potrafiłam sklecić choćby jednego logicznego zdania, jąkałam się i powtarzałam. To musiało wyglądać komicznie. - zakryła twarz dłonią, czując że zaczyna się rumienić na samo wspomnienie.
            - Nieprawda, byłaś bardzo urocza, tylko tak szybko uciekłaś, modliłem się, żeby móc cię jeszcze spotkać i wtedy coś mnie poraziło, jak grom z jasnego nieba, pomyślałem, że skoro jesteś na plaży z Reą, musisz być córką Wandy. Zrobiłem mały wywiad środowiskowy, i jak widać, moje modlitwy zostały wysłuchane.
            - A pamiętasz jak zgadywaliśmy swoje imiona?
            - Nie, skarbie, to ja musiałem się mocno namęczyć, żeby je odgadnąć i zdobyć twój numer. - poprawił ją przewracając oczami z udawany oburzeniem.
            - No tak, Monika podała mi twoje imię na tacy. - roześmiała się przypominając sobie nieudolne podrywy kelnerki w barze. - Już wtedy mi się podobałeś, byłeś zabawny i taki pewny siebie i chyba trochę mi imponowałeś. Pomijam fakt, że jak na ciebie patrzyłam to uginały mi się kolana, bo na żywo nigdy nie widziałam tak przystojnego mężczyzny. Wiem, że nie powinnam ci tego mówić, bo obrośniesz w piórka, ale faktycznie tak było. I jest - dodała po chwili - ciągle przechodzą mnie dreszcze, kiedy mnie całujesz i przytulasz. I wiesz, chyba nigdy wcześniej czegoś takiego nie czułam.
            - A Igor? - skrzywił się, wypowiadając imię mężczyzny, który według jej zapewnień należał do przeszłości, a mimo to, nadal wzbudzał w nim irytację.
            - On nie lubi okazywać uczuć, jest raczej zdystansowany i chłodny, poza tym jego wiecznie nie było w domu, nigdy nie mieliśmy czasu na miłe wieczory na kanapie, przy filmie i lampce wina czy upojne kąpiele w bąbelkach. Wiedziałam, że nie tak powinien wyglądać związek, ale godziłam się na to przez cztery długie lata, sama nie wiem czemu, dopiero ty otworzyłeś mi oczy i pokazałeś co znaczy miłość.
            - Chciałbym, żeby już było po wszystkim, żebyś ze mną zamieszkała i żebyśmy nie musieli powstrzymywać się przed... - urwał i uśmiechnął się znacząco, posyłając jej kipiące pożądaniem spojrzenie.
            - Planowałam zrobić ci niespodziankę, ale czuję, że język mnie świerzbi, więc ci powiem - podniosła się i zawołała melodyjnym głosem - W niedzielę rano jadę po swoje rzeczy, Majka zgodziła się pożyczyć mi auto, jeśli wszystko dobrze pójdzie już za dwa dni będziemy razem, tak naprawdę, jak powinno być od początku.
            - Nawet nie wiesz jak się cieszę, ale byłbym spokojniejszy, gdybyś pozwoliła mi pojechać z tobą.
            - Nie, Alan, to nie jest dobry pomysł. Muszę porozmawiać na spokojnie z Igorem, wyjaśnić mu wszystko, nie wiem jak zareaguje.
            - No właśnie dlatego powinienem też tam być, a co jeśli zrobi ci krzywdę albo zamknie cię w mieszkaniu i nie pozwoli ci odejść.
            - Alan, proszę cię, bez czarnych scenariuszów, Igor nie jest idealny, ale nie róbmy z niego tyrana, ok?
            - No dobrze - głośno wypuścił powietrze, dając za wygraną - ale obiecaj, że weźmiesz moje auto. To sporo kilometrów, a ten Majki punciak trochę mnie przeraża.
            - Wiesz, że Maja wydrapałaby ci za to oczy? - zaśmiała się sztucznie, starając się zmienić temat na lżejszy.
            - Obiecaj. - rozkazał surowym, nie znoszącym sprzeciwu głosem.
            - Dobrze, jeśli tak bardzo ci na tym zależy, to wezmę twój samochód, zadowolony? - spojrzała w niebo i przewróciła oczami.
            - Byłbym bardziej, gdybyś pozwoliła mi jechać ze sobą. - warknął rozdrażniony, gniewnie marszcząc brwi.
            - Możemy skończyć ten temat? Inaczej zrobię tak jak planowałam, nic ci nie powiem, wezmę auto od Mai i wtedy szukaj wiatru w polu.
            - Czy ty nie rozumiesz, że się o ciebie martwię?
            - Niepotrzebnie, koniec tematu, nie psujmy tego wieczoru - położyła głowę na jego twardej piersi, wsłuchując się w miarowe bicie serca.
            Milczeli przez dłuższą chwilę, rozkoszując się szumem fal, które rozbijały się o łódź.
Nad ich głowami krążyły mewy, o jasnych piórach i pomarańczowych dziobach, domagając się głośnymi skrzekami małego co nieco, w postaci świeżych wnętrzności złowionych ryb, którymi z chęcią dzielili się z nimi rybacy podczas połowów.
            - Zmarzłaś? - zapytał i nie czekając na odpowiedź nakrył ją szczelnie kocem.
            - Tylko troszkę, nie jest tak źle.
            - Ostrzegam nad ranem będzie o wiele zimniej.
            - Nad ranem? Alan zostaniemy tu całą noc? - wsparła się na łokciu i popatrzyła na niego z zakłopotaniem.
            - Nie musimy, jeśli nie chcesz - powiedział spokojnym głosem, widząc jej podenerwowanie.
            - Chcę, bardzo chcę, ale po tym pamiętnym wybryku, kiedy nie wróciłam do domu na noc, obiecałam mamie, że to się więcej nie powtórzy. Nie wolno się jej denerwować, po ostatnim zawale jeszcze nie doszła w pełni do siebie. - tłumaczyła, żywo gestykulując dłońmi.
            - Jeśli chodzi tylko o panią Wandę, to nie musisz się martwić - uśmiechnął się z przebiegłym błyskiem w oku.
            - Możesz jaśniej?
            - Obiecałem, że ci o tym nie powiem, ale w takiej sytuacji, chyba nie mam innego wyjścia - rozłożył ręce i roześmiał się promiennie. - Kiedy odwiozłem cię wtedy do domu, po tej naszej, nazwijmy to, wspólnej nocy, zadzwoniłem do twojej mamy, żeby ją przeprosić i jakoś się wytłumaczyć. - potarł dłonią zarośnięty podbródek, szukając w głowie odpowiednich słów.
            - I? - ponaglała go, nie mogąc powstrzymać ciekawości. "No pięknie, czyli oprócz mojej najlepszej przyjaciółki, jeszcze moja szanowna mamusia bierze udział w tych podchodach. I jak tu ufać ludziom?"
            - Spodziewałem się gromów ciskanych przez słuchawkę i wiązanki przekleństw, a pani Wanda tylko mi podziękowała. Rozumiesz? Powiedziała, dosłownie: Powinnam cię powiesić za jaja, ale Domi jest taka szczęśliwa, kiedy jest z tobą, więc pozostaje mi tylko życzyć wam powodzenia. Ale pamiętaj, jak ją skrzywdzisz..." - przerwał i z kwaśną miną przeczesał palcami włosy - Pozwól, że tego fragmentu sobie oszczędzę.
            - Nie wierzę - niemalże krzyknęła, potrząsając głową z oburzeniem. - A mi robiła wymówki, że nie wypada, że Igor... Co za jędza!
            - Albo faktycznie tryskałaś radością, albo pani Wanda nie cierpi twojego narzeczonego.
            - Według mnie i jedno i drugie. Wyobraź sobie, że ona ciągle mówi do niego panie Igorze.
            - Nie żartuj.
            - Jak bum cyk cyk - położyła na sercu złożoną w pięść dłoń i postukała się kilka razy, dla podkreślenia swoich słów, po czym ziewnęła szeroko i przeciągnęła się ospale.
            - Zdrzemnij się, miałaś dziś sporo wrażeń - nie przestawał gładzić jej ramienia.
            - Opowiedz mi coś.
            - Co mam ci opowiedzieć?
            - Cokolwiek, lubię słuchać twojego głosu.
            - To może opowiem ci bajkę o Miłości i Szaleństwie, którą kiedyś jak byłem mały opowiadała mi często Maryla.
            - To dobrze, lubię bajki. - zamknęła oczy, skupiając się na jego cichym, melodyjnym głosie.
            - Powiadają, że pewnego razu spotkały się na Ziemi wszystkie uczucia i cechy ludzkich istot. - przytulił ją mocniej do siebie, naciągając polarowy koc na jej odkryte ramiona -I tak: Gdy Znudzenie ostentacyjnie ziewnęło po raz trzeci, Szaleństwo, jak zwykle obłędnie dzikie, zaproponowało: - Pobawmy się w chowanego!
Intryga, niezmiernie zaintrygowana, uniosła tylko lekko brwi, a Ciekawość, nie mogąc się powstrzymać, spytała z typowym dla siebie zainteresowaniem:
- W chowanego? A co to takiego?
- To zabawa - wyjaśniło żywo Szaleństwo - polegająca na tym, iż ja zakryję sobie oczy i powoli zacznę liczyć do miliona. W międzyczasie wy wszyscy dobrze się schowacie, a gdy skończę liczyć, moim zadaniem będzie was odnaleźć. Pierwsze z was, na którego kryjówkę trafię, zajmie moje miejsce w następnej kolejce.
Podekscytowany Entuzjazm zaczął tańczyć w towarzystwie Euforii, Radość podskakiwała tak wesoło, iż udało się jej przekonać do gry Wątpliwość, a nawet Apatię, której nigdy niczym nie dało się zainteresować.
Jednakże nie wszyscy chcieli się przyłączyć.
Prawda wolała się nie chować, w końcu i tak zawsze ją odkrywano.
Duma stwierdziła, że zabawa jest głupia, ale tak naprawdę w głębi duszy gryzło ją, iż pomysł wyszedł od kogo innego.
Tchórzostwo z kolei nie chciało ryzykować.
- Raz, dwa, trzy - zaczęło liczyć Szaleństwo.
Najszybciej schowało się Lenistwo, osuwając się za pierwszy lepszy napotkany kamień.
Wiara pofrunęła do nieba, a Zazdrość ukryła się w cieniu Triumfu, który z kolei wspiął się o własnych siłach hen! Na sam szczyt najwyższego drzewa.
Wspaniałomyślność długo nie mogła znaleźć dla siebie odpowiedniego miejsca, gdyż wszystkie kryjówki wydawały się jej idealne dla przyjaciół: krystalicznie czyste jezioro było wymarzonym miejscem dla Piękności, dziupla - w sam raz dla Nieśmiałości, motyle skrzydła stworzono dla Zmysłowości, powiew wiatru okazał się natomiast najlepszy dla Wolności. W końcu Wspaniałomyślność schowała się za promyczkiem słońca.
Z kolei Egoizm znalazł sobie, jak sądził, wspaniałe miejsce: wygodne i przewiewne, a co najważniejsze - przeznaczone tylko, tylko dla niego.
Kłamstwo schowało się na dnie oceanów, a może skłamało i tak naprawdę ukryło się za tęczą? Pasja i Pożądanie w porywie gorących uczuć, wskoczyli w sam środek wulkanu.
Niestety wyleciało mi z pamięci, gdzie skryło się Zapomnienie, lecz to przecież mało ważne.
Gdy Szaleństwo liczyło dziewięćset dziewięćdziesiąt dziewięć tysięcy dziewięćset dziewięćdziesiąt dziewięć Miłość jeszcze nie zdołała znaleźć sobie odpowiedniego miejsca.
W ostatniej chwili odkryła jednak zagajnik dzikich róż i schowała się wśród ich krzaczków.
- Milion - krzyknęło na końcu Szaleństwo i dziarsko zabrało się do szukania.
Od razu, rzecz jasna, odnalazło schowane parę kroków dalej Lenistwo.
Chwilę potem usłyszało Wiarę rozmawiającą w niebie z Panem Bogiem.
W ryku wulkanów wyczuło natomiast obecność Pasji i Pożądania.
Następnie, przez przypadek, odnalazło Zazdrość, co szybko doprowadziło je do kryjówki Triumfu.
Egoizmu nie trzeba było wcale szukać, gdyż jak z procy wyleciał ze swej kryjówki, kiedy okazało się, iż wpakował się w sam środek gniazda dzikich os.
Trochę zmęczone szukaniem Szaleństwo przysiadło na chwilę nad stawem i w ten sposób znalazło Piękność.
Jeszcze łatwiejsze okazało się odnalezienie Wątpliwości, która, niestety, nie potrafiła się zdecydować, z której strony płotu najlepiej się ukryć.
W ten sposób wszyscy zostali znalezieni: Talent wśród świeżych ziół, Smutek - w przepastnej jaskini, a Zapomnienie... cóż, już dawno zapomniało, iż bawi się w chowanego.
Do znalezienia pozostała tylko Miłość.
Szaleństwo zaglądało za każde drzewko, sprawdzało w każdym strumyczku, a nawet na szczytach gór i już, już miało się poddać, gdy odkryło niewielki różany zagajnik.
Patykiem zaczęło odgarniać gałązki...
Wtem wszyscy usłyszeli przeraźliwy okrzyk bólu.
Stało się prawdziwe nieszczęście! Różane kolce zraniły Miłość w oczy.
Szaleństwu zrobiło się niezmiernie przykro, zaczęło prosić, błagać o przebaczenie, aż w końcu poprzysięgło zostać przewodnikiem ślepej z jego winy przyjaciółki.
I to właśnie od tamtej pory, od czasu, gdy po raz pierwszy bawiono się na Ziemi w chowanego, Miłość jest ślepa i zawsze towarzyszy jej Szaleństwo.*
            - Alan - jęknęła cicho i pocałowała go delikatnie w usta.
            - Rozumiem, że ci się podobało. - roześmiał się i przytulił ją mocniej - Bajka już się skończyła, więc teraz idziemy grzecznie spać.
            - Tak jest kapitanie - ziewnęła przeciągle, a chwilę potem zasnęła, kołysana morskimi falami, które cicho szemrząc nuciły najpiękniejszą melodię, jaką do tej pory słyszała.


                                               *                      *                      *

            Obudziły ją głośne skrzeki mew i rybitw, które przekrzykując się w swoich racjach, radośnie fruwały nad kutrem, zaburzając idealny błękit, wiszącego nad nią bezchmurnego nieba. Niespiesznie otworzyła oczy, przyzwyczajając je do mocnych promieni, wyłaniającego się zza horyzontu czerwonego słońca, które skojarzyło się jej z dojrzałą, soczystą pomarańczą. Zmrużyła powieki i odetchnęła głośno, rozkoszując się rześkim powietrzem chłodnego poranka, a morska bryza pieściła jej uśmiechniętą, wystawioną do słońca, twarz.
            - Ja w twoich ramionach, nieistotny dysonans, deszcz szczęścia strzał nad przepaścią...** - zanuciła pod nosem i zarzucając na ramiona polarowy koc w żółto-niebieskie paski zeszła na dół po drabince.
            Zobaczyła go niemal natychmiast. Stał na dziobie łodzi, tyłem do niej, z łokciami opartymi na metalowych barierkach. Miał na sobie czarną bluzę, z wyszytym na plecach białymi nićmi, dużym logo marki Adidas, luźne dresowe spodnie, oraz wysokie sportowe buty, a w dłoniach ściskał biały kubek z seledynowym napisem Keep Calm And Puke Rainbows. Ukryła twarz w zawiniętych kocem dłoniach, starając się stłumić śmiech w miękkim materiale. "Nie jestem przyzwyczajona do takiej stylizacji, choć przyznam, że w odsłonie pana wracającego z porannego joggingu wygląda równie kusząco co niegrzeczny, zbuntowany facet, obrażony na cały świat" pomyślała i nie mogąc się powstrzymać podbiegła do niego i przytuliła się do jego szerokich pleców.
            - Cześć księżniczko - szepnął czułym głosem, nie spuszczając wzroku z malującego się przed nimi jeszcze niezbyt wyraźnego, ale rosnącego z każdą chwilą, obrazu portu. - Wyspana? - ostrożnie odwrócił się w jej stronę, objął ją mocno jedną ręką, a drugą, w której trzymał parujący kubek, wyciągnął daleko przed siebie.
            - Kawy - jęknęła i wyswobodziła się z jego uścisku - Kawy! Królestwo za kawę! - wyjęła z jego dłoni porcelanowy kubek i pociągnęła spory łyk, delektując się mocnym aromatem i wybornym smakiem czarnego płynu, który w magiczny sposób odgania sny i stawia na nogi. - Dzień dobry - przetarła oczy i uniosła w górę ręce, rozciągając się leniwie i mrucząc cicho, jak leniwa kotka, zbudzona nad wyraz czułymi pieszczotami zniecierpliwionych dzieci, czekających na zabawę z czworonożnym przyjacielem. - Już wracamy?
            - Tak, muszę dzisiaj, tak dla odmiany, trochę popracować - skrzywił się - ostatnio mocno się rozleniwiłem.
            - Jak to? Wypływasz dzisiaj? Nie żartuj - zrobiła nadąsaną minę, przypominając dziecko, któremu rodzice odmawiają kupienia kolejnej tabliczki czekolady.
            - Muszę z czegoś żyć, no chyba że wolisz walki w...
            - Nawet nie zaczynaj tego tematu - przerwała mu, obrzucając go wrogim spojrzeniem.
            - Dobrze, już dobrze, nie denerwuj się - naciągnął jej na ramiona koc i pocałował ją w czoło. - Zrobimy tak: pojedziemy do baru na jakieś megakaloryczne śniadanie, potem odwiozę cię do domu a wieczorem, jak wrócę z połowu, możemy pójść na spacer, albo jeśli wolisz, posiedzieć u mnie i obejrzeć jakiś dobry film. Może być?
            - Może, ale na śniadanie muszą być naleśniki z bananami i kremem czekoladowy. - wyciągnęła przed siebie zaciśniętą pięść i uniosła w górę kciuk, który symbolizował pierwszy z postawionych warunków.
            - Da się zrobić. - wzruszył obojętnie ramionami, jakby jej zachcianka nie stanowiła dla niego najmniejszej przeszkody. - Co dalej?
            - Będziesz na siebie uważał i szybko do mnie wrócisz - powiedziała z troskę w głosie i rozprostowała palec wskazujący.
            - Załatwione.
            - A po trzecie - uniosła w górę palec serdeczny i starając się opanować drżące kąciki ust powiedziała - obejrzymy jakąś dobrą komedię, broń Boże horror.
            - Horror odpada, już raz to przerabiałem, kolejny raz nie mam zamiaru przez to przechodzić. - wybuchnął cichym śmiechem na wspomnienie pamiętnego wieczoru, kiedy już na napisach początkowych jęczała ze strachu i co chwila zakrywała sobie twarz poduszką, a potem, po jakiś piętnastu minutach, najzwyczajniej w świecie, zasnęła.
            - Całe szczęście. - odetchnęła z ulgą, ciesząc się, że ten wieczór znów spędzą razem.
            Stanęła obok niego i oparta o metalową balustradę, przyglądała się bezkresnym wodom, których spokojną toń niszczył ostry kadłub kutra, sunący coraz szybciej, jakby jakaś niewidzialna dłoń, w tajemnicy przed nimi, popychała go do przodu. Białe żagle, górujące nad ich głowami, napięły się i zaczęły łopotać, tworząc barykadę, dla przybierającego na sile wiatru.
            - Co oni tu robią? - mruknął do siebie, na widok członków swojej załogi, stojących na nabrzeżu, którzy rozmawiali ze sobą żywo gestykulując.
            - Kto? - zmrużyła oczy i przyłożyła dłoń do czoła, walcząc z rażącymi promieniami słońca.
            - Moje majtki, to znaczy moja wierna załoga - poprawił się prędko i głośno roześmiał, zadowolony ze swojego żartu.
            - Powinieneś być z nich dumny, przyszykowali komitet powitalny dla przyszłej pani kapitanowej.
            - Mam nadzieję, chociaż sądząc po ich zachowaniu, wyczuwam jakieś kłopoty. - zasępił się, nie spuszczając wzroku z machającego do niego gorączkowo Ryśka oraz grupki stojącej obok, nerwowo przestępujących z nogi na nogę, jakby mieli pod stopami żarzące się węgle.
            - O czym ty mówisz? - zapytała zaniepokojona.
            - Jeszcze nie wiem, ale zaraz się dowiemy. - zacumował kuter przy porcie i pomógł jej zejść na ląd.
            - Kapitanie, no nareszcie, dzięki Bogu - mężczyźni zbiegli się do niego i zaczęli przekrzykiwać jeden przez drugiego.
            - Stop, stop, stop, trochę kultury, panowie. To jest Dominika, kobieta, dzięki której spędzacie więcej czasu w domach ze swoimi żonami. - załoga jak na komendę zaczęła głośno klaskać a jeden z nich, ubrany w białą bokserkę i krótkie lniane spodenki, podtrzymywane szelkami, zagwizdał radośnie na dwóch palcach. - Skarbie, a to jest moja wierna załoga,  zaprawiona w bojach z piratami, która nie żałuje sobie rumu i hulanek na pokładzie.
            - Bardzo mi miło, Alan dużo mi o was opowiadał, przeważnie dobre rzeczy - śmiała się ściskając dłonie ustawionych w równym rządku mężczyzn. "Ale ich wyszkolił"         
            - Kapitanie, musimy porozmawiać.
            - Co się dzieje, Rysiek, jesteście jacyś niespokojni.
            - Chodzi o panią Marylę - Dominikę przeszedł dreszcz, który w jednej chwili sparaliżował jej ciało. Szukając schronienia, wsunęła się pod ramię mężczyzny, a słowa jego ciotki: "Zrobię wszystko, żeby ci nie wybaczył", które uparcie odtwarzała w głowie, sprawiły, że poczuła tępy ból w okolicach skroni.
            - Powiesz w końcu o co chodzi? - przycisnął ją mocniej do siebie, starając się uspokoić jej rozdygotane ciało.
            - W przetwórni rozpętało się piekło, kiedy się zorientowała, że nie ma ani ciebie, ani kutra. Kazała nam iść na wybrzeże i czekać aż wrócisz a potem, cytuję: w trybie natychmiastowym, wypłynąć i nie wracać dokąd nie wypełnimy po brzegi ładowni.
            - W porządku, przyszykujcie sieci i skrzynie, wrócę za godzinę, wszystko ma być gotowe. - rozkazał i pociągnął ją w stronę dróżki, na końcu której stał jego samochód.
            - Ale kapitanie, nie mamy tyle czasu. - niepewnym głosem zaprotestował starszy mężczyzna, stojący po prawej stronie, ubrany w słomkowy kapelusz z szerokim rondem, i duże przeciwsłoneczne okulary, zakrywające pół twarzy.
            - Owszem, mamy. Przestańcie dyskutować, dostaliście rozkaz, na co czekacie?
            - Ona, to znaczy pani Maryla zagroziła, że nas wszystkich wyrzuci na zbity pysk, kapitanie ja mam dwójkę dzieci i trzecie w drodze.
            - Nikt was nie wyrzuci, jesteście moja załogą, zrozumiano? Wracam za godzinę, bierzcie się do roboty. - mężczyźni głośno westchnęli i ze spuszczonymi głowami weszli na statek, przekonani, że właśnie stracili pracę. 
            - Alan, mogę wrócić taksówką - zaczęła łagodnie, bojąc się, jak zareaguje na jej propozycję i czy nie będzie dla niej tak stanowczy i surowy jak dla swojej załogi.
            - Wykluczone, skarbie - uśmiechnął się do niej i założył jej włosy za ucho. - To ja tu jestem kapitanem, a Maryla, mimo że jest właścicielką  przetwórni, nie ma prawa wydawać mi, a tym bardziej mojej załodze, rozkazów. - z zaciętą miną upierał się przy swoim. - No ruchy, bo nam śniadanie wystygnie.
            - Ale...
            - Bez żadnego ale, połów był zaplanowany na dziewiątą rano i tak tez wypłyniemy, nie mam zamiaru ulegać jej widzi mi się.
            - Oszczędź chłopakom nerwów i wracaj na statek, proszę. Proszę - powtórzyła widząc, że powoli udaje się jej go przekonać. "Zacięty i uparty pan kapitan, mięknie pod jednym moim błagalnym spojrzeniem, no, nieźle" - Alan, przecież nic mi się nie stanie, nie zachowuj się jak jakaś przewrażliwiona mamuśka.
            - Obiecałem ci śniadanie.
            - Śniadanie możemy zjeść na kolację - roześmiała się pogodnie i pocałowała go w policzek - Wracaj na statek. Im szybciej wypłyniesz, tym szybciej do mnie wrócisz.
            - Dobra, niech ci będzie, ale wracasz moim autem, zrozumiano? - pstryknął ją delikatnie w nos i skrzywił się w udawanym grymasie.
            - No dobrze, zawsze to jakiś kompromis.
            - Chłopaki! - krzyknął przykładając dłonie do ust - Zmiana planów, ruszamy za dziesięć minut! Ruchy! Ruchy! - z pokładu zagrzmiały głośne oklaski i gwizdy zadowolenia.
            - Dziesięć minut? - posłała mu podejrzliwe spojrzenie.
            - Pozwól się chociaż odprowadzić do auta. - podała mu dłoń i szybkim krokiem ruszyli polną dróżką, na końcu której, przy wyjeździe na główną drogę, zostawili poprzedniego wieczoru czarną Insignię.
            Mokra od porannej rosy trawa, porastająca środek ścieżki, łaskotała jej stopy, mocząc materiał długiej, pudrowo-różowej spódnicy, nadając mu żywszy i bardziej wyrazisty kolor fuksji, a zborze, które witało ich poprzedniej nocy cichym szelestem wyschniętych kłosów, właśnie kończyło swój żywot pod kołami dużego, czerwonego kombajnu, który sunąc powoli po polu, zostawiał za sobą hordy kurzu.
            - Patrz - wskazała palcem na spacerującego w przydrożnym rowie, biło-czarnego bociana na długich, chudziutkich jak patyki, nogach, który klekotał wesoło w poszukiwaniu żab.
            - W Warszawie nie ma takich widoków - stwierdził smutno i otworzył przed nią drzwi, zaparkowanego pod rozłożystym dębem, auta.
            Dominika zwinnym ruchem wskoczyła do środka i wyciągnęła w jego stronę otwartą dłoń, czekając na kluczyki.
            - Jedź ostrożnie. - poprosił, przyglądając się jej z troską.
            - Spokojnie, nie rozbiję ci fury - przekręciła stacyjkę, kilkakrotnie naciskając na pedał gazu, a silnik zaryczał, oznajmiając gotowość do jazdy - Przynajmniej nie specjalnie - zamrugała kokieteryjnie i przegryzła zalotnie wargę.
            - Przecież wiesz, że nie chodzi mi o auto, tylko o ciebie - wywrócił oczami i kucnął przed nią.
            - Dziękuję - powiedziała cicho i zarzuciła mu ręce na szyję, mocno go ściskając.
            - Za co? - roześmiał się i podparł ręką, czując, że traci równowagę.
            - Za to, że mnie posłuchałeś.
            - Stanowczo zbyt często ci ulegam, to bardzo niekorzystnie wpływa na moją reputację. -  nachylił się i pocałował ją w usta, czule się z nią żegnając, poczym zatrzasnął za nią drzwi i klepnął dach auta, dając jej znak by ruszała, a on odwrócił się niechętnie i nie spiesząc się wrócił w stronę kutra i czekającej na niego załogi.
            Dominika wrzuciła bieg i wyjechała na główną drogę, zostawiając za sobą tumany kurzu. Rzuciła krótkie spojrzenie we wsteczne lusterko i wybuchnęła perlistym śmiechem, przyglądając się wyprostowanej, muskularnej sylwetce mężczyzny, dla którego w zaledwie trzydzieści dni, straciła głowę.
            - Pani Kapitanowa - powiedziała dumnie i podkręciła gałkę głośności, śpiewając razem z Rihanną, o tym, że znalazła miłość w beznadziejnym miejscu***
Opuściła szybę i wystawiła dłoń na zewnątrz, pozwalając by chłodne powietrze przenikało jej między palcami.
            Ulice miasta, wczoraj puste i smutne, jakby wyniszczone epidemią lub doświadczone żywiołami natury, dziś od samego rana tętniły życiem. Mijało ją mnóstwo aut, które prowadzone przez spieszących się do pracy kierowców, łamały raz po raz przepisy, dotyczące ograniczenia prędkości czy zakazu wyprzedania. "Być może Majka nie jest takim złym kierowcom, może po prostu trafia na popaprańców, którzy za kółkiem czują się nieśmiertelni?' zamyśliła się, obserwując we wstecznym lusterku sunące z nadmierną prędkością białe BMW, wyprzedające kilka aut pod rząd. "Może ona po prostu działa jak magnes na stłuczki? Nie, chociaż nie" - uśmiechnęła się, przypominając sobie powrót z dworca, który mało nie przypłaciła zawałem i palpitacją serca.
            - Szykuj się mamusiu, teraz to ja ci urządzę pogadankę - powiedziała do siebie, siląc się na groźny ton, co wywołało w niej paniczny atak śmiechu i wrzucając niższy bieg wjechała na podwórko przez otwartą na oścież bramę. Zatrąbiła wesoło do siedzącej na werandzie Wandy, pospiesznie zgasiła silnik i niczym rażona piorunem wyskoczyła z auta.
            - Ładnie to tak? Zabawy w swatkę ci się zachcia... - urwała w pół słowa, widząc przerażoną twarz kobiety - Co jest? Źle się czujesz? - złapała ją za ramiona, przyglądając się jej uważnie.
            Kobieta otworzyła usta, jednak zamknęła je po chwili niezdolna do wydobycia z siebie ani jednego słowa, kiwnęła jedynie głową w stronę rozłożystej czereśni, która rosła w głębi podwórka, i zaparkowanego w jej cieniu granatowego Mercedesa.
            - O kurwa - jęknęła, czując nieprzyjemne pieczenie w klatce piersiowej.


--------------------------------------------------------------------
    * "Bajka o Miłości i Szaleństwie", autor nieznany, kiedyś usłyszałam ją w kościele na rekolekcjach, potem udało mi się znaleźć ją przez przypadek w internecie.
  ** Pidżama Porno "Nikt tak pięknie nie mówił, że się boi miłości"
*** Rihanna "We found love"

39 komentarzy:

  1. No, muszę przyznać, ze porządki nastraszyłaś poprzedbim piątemu i cały rozdział serce biło mi wyjątkowo mocno :) Zaczęło się wręcz idealnie. Słodkie rozmówki, śmiech, przytulanie... Tak przyjemnie się to czytało :D No i oczywiście Twoje najlepsze na świecie opisy, które powalają oraz zabawne myśli Dominiki :D Kwiat lotosu poważnie rozwala :p Aww, tak uroczo, że się nie dać opisać! :3
    Myślałam, że będzie gorzej na końcu. To znaczyć nie mówię, że jest dobrze... Ale jak "majtkowie" wspomnieli o Maryli, to od razu pomyślałam, że coś jej się stało, jak Domingo jechała autem, przewidywałm wypadek... No tak, same najczarniejsze scenariusz wymyślam :p Także po przeczyta ostatni zdań... Uspokoiłam się :D Naprawdę!
    Rozdział jest GENIALNY. Dodatkowo informacja, iż mama Domi także angażuje się w połączenie dziewczyny z Alanem jest super :)
    Teraz czekam na dokopanie Igorowi! *przeczytaj z wielka pogardą w głosie, bo właśnie w takim tonie to piszę*
    Czekam na następny z nieskończoną niecierpliwością, bo skończyłaś w takim momencie, że wypadałoby znaleźć gdzieś Twój adres, podbiec pod okno z widłami i pochodnią, a potem wrzeszczeć, że jesteś okrutna i chcemy więcej... ;)
    Dostawaj następny szybko! :*
    POZDRAWIAM i życzę masy węży! :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, muszę przyznać, ze PORZĄDNIE nastraszyłaś poprzedNim POSTEM - tak miało wyglądać to zdanie.
      Przepraszam za nazwanie bohaterki "Domingo" (swoją drogą, nie mam pojęcia, co to jest...)...
      I wcale nie życzę Ci masy WĘŻY, tylko WENY XD
      WYBACZ, SŁOWNIK W TELEFONIE ROZWALA MÓZG :P

      Usuń
    2. I właśnie dlatego chciałam poręczenia na piśmie, że nie zrobicie mi krzywdy :)

      Usuń
    3. Spokojnie, po pierwsze - wiem, że kolejnym rozdziałem całkowicie wynagrodzisz zakończenie; po drugie - nie można Ci zrobić krzywdy, kto wtedy napisałby rozdział?!; po trzecie - Twój adres chyba niezbyt dostępny w internecie ;c :p; po czwarte - cóż to byłbym za rozdział, jeśli nie byłoby ciekawego zakończenia?! :)
      Także trzymaj się ciepło, a ja żyję w nadziei, że nikt Cię nie dopadnie ;)

      Usuń
    4. Domingo kojarzy mi się z jakimś kojotem???
      a nie czekaj już wiem... DINGO, taki liso-pies.
      Boże nie wierzę, że to piszę :)

      Węże też mogą być, miałabym czym straszyć mojego Armada, jakby był niegrzeczny i się buntował, nie lubi tych oślizgłych żyjątek :)

      Usuń
  2. Tu będzie mój komentarz, ktory pojawi się jutro <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozdział bardzo mi się podobał ! <3
      Wystraszyłam się tym poprzednim postem! Ale bardzo fajny rozdział!
      hahaha mama Domi jest genialna :D
      Czekam na więcej akcji <3 i chcę kolejny równie tak długi, jak ten :D ;*:*:*:

      Usuń
    2. Cieszę się, że długość przypadła ci do gustu. Ja się troszkę bałam, że wyszedł zbyt obszerny, ale to dobrze, że dobrze :)

      Usuń
  3. Ale niespodzianka! Wchodzę w odwiedziny a tu rozdział! :)
    Jak zwykle, chylę czoła i padam na kolana!
    Ehh, gdyby taka miłość istniała naprawdę....

    A panu z Merolka, niech powie żeby się walił! Domi musi być z Alanem!
    Bo oni razem są jak Bolek i Lolek, jak Maurycy i Hawranek, jak Myszka i Miki!! xD

    Pozdrawiam i dawaj szybko następny!!! :) :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak gdyby taka miłość istniał ...
      cóż tacy mężczyźnie wymarli jak dinozaury :/

      Usuń
  4. O bogowie! Zazdroszczę Dominice T~T
    No i Majce! Ja zawsze marzyłam o takim domku i przez pięć lat namawiałam mojego tatę, aby wybudował mi taki na podwórku przed naszym blokiem, a gdy to nie poskutkowało to później namawiałam go, żeby zbudował taki na wsi u moich dziadków. Niestety mój niedobry tatuś odmówił... muszę mu to wypomnieć, ja mojemu dziecku (jeżeli kiedyś się na te zasmarkane szkraby zdecyduje) wybuduje takie coś!
    Chlip... to jest okrutne! Czemu ja nigdy nie miałam domku na drzewie? *Idzie się po użalać nad swoim bez-bazowym dzieciństwem*
    Jednak... ostatnim razem (kilka lat temu) wspięłam się na szopę u koleżanek (sąsiadek obok działki mojej ciotki), a one miały tam tajną bazę. To trochę dziwne zważywszy, że gdy weszłam do nich na strych i chciałam zejść po drabinie, trzeba było zawołać kogoś dorosłego, bo wpadłam w histerię... a wcześniej skakałam z dachu szopy na cudzą działkę, pod nieobecność właściciela... podsumowując: nawet ja sama siebie nie rozumiem -_-
    Wow! Nie boi się pająków... mnie ostatnio zastał jeden w miejscu publicznym. Spuścił się z pajęczyny na środek pokoju, więc Mika od razu znalazła się pod ścianą i płakała, jak głupia. Do czasu, aż miły pan (Irlandczyka po pięćdziesiątce) nie uratował jej ze zdradzieckich sideł pająka i nie wyrzucił go przez okno (nie wspominając, że był pająk maleńki jak pyłek i moja koleżanka go nawet nie widziała).
    No, a myszki są słodkie! :3 Ja kiedyś chciałam, jakąś złapać na wsi, ale moja ciotka za każdym razem, gdy jakąś widziała uciekała na meble i darła się w niebogłosy, płoszyła mi w ten sposób myszki... niedobra!
    Biedny Alan... no serio, czy facet nigdy nie słyszał o tym, że gdy na początku stara się jak szaleniec, to później Dominika będzie oczekiwać, że zawsze już taki romantyczny będzie? No, a z roku na rok wymagania rosną drodzy panowie! :P
    "No właśnie, dlatego powinienem też tam być, a co jeśli zrobi ci krzywdę albo zamknie cię w mieszkaniu i nie pozwoli ci odejść." - Zgadzam się z Alanem w stu procentach! Ja tam bym pana Kapitana do bagażnika wpakowała w razie, czego! Bo temu Kogutowi za grosz nie ufam :/
    Skąd Ty dziewczyno wytrzasnęłaś taką fajną bajkę? Ona jest genialna! *-* Niezaprzeczalnie cudowna! No i taka... taka... trafna! To mi przypomina nieco "Abecadło z pieca spadło..." :3
    Wytłumaczenie dla szalonej jazdy Majki, zawsze się jakieś tam znajdzie :D Nie wiem, czemu ale gdy czytam o tym, jak Domi siada za kółkiem od razu mam najczarniejsze myśli... ależ ja wierze w jej umiejętności! Po przecież ona umie jeździć... hmm... czemu, nawet ja nie wierze w swoje zapewnienia?
    Pani Kapitanowa... genialne!
    "Powrót Koguta: Kontr atak!" - taka myśl mnie naszła, gdy przeczytałam o tym mercedesie. Nie muszę być nawet medium, aby się domyśleć, do kogo on należy. Trochę zaskakuje mnie to, że facet do niej przyjechał, a co z jego pracą? Bogowie! Jeszcze praca się obrazi! Szybko wykręć 999! Na pogotowie dzwoń! Igor oszalał! \(OoO)/ Ratunku! Świat się wali! Nie chce umierać tak młodo... T~T
    Teraz to ja już widzę oczami wyobraźni, jak to niby skrywa wielce skruszonego i oddanego narzeczonego... ble! Aż rzygać sie chce! Chętnie polałabym go wnętrznościami świni... nie wiem, czemu akurat niej, ale wydaje mi się, że one najbardziej śmierdzą :3
    Mam nadzieje, że Domi mu nie zaufa! Nie uwierzy! Oraz przede wszystkim z nim zerwie! Jednakże z drugiej strony... *przekleństwa* Bogowie! Czemu? Czemu ja taka jestem? T~T Domi nie może mu tego powiedzieć! (Sama nie wierzę, że to pisze), bo to wydaje się takie bezduszne, kiedy on przyjeżdża do niej, aby się pogodzić... nie no, Domi nie może być taka zimna, ale... co z jej zniknięciem na noc? Właściwie, kiedy on przyjechał? Czemu został?
    Co on... kombinuje? o-O
    Wiem, że coś kombinuje!
    Musisz, jak najszybciej napisać nowy rozdział, bo ja oszaleje!
    Życzę morza weny, góry pomysłów i mnóstwa czasu wolnego!
    Bussis! ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, tak, nie przywidziało ci się, to Jaśnie Wielmożny Pan Prezes pofatygował się i odwiedził swoją narzeczoną.
      Wietrzysz tu jakiś kaprys i boisz się zachowania Dominiki - słusznie, musiałaby mieć kamień zamiast serca, żeby w takim momencie z nim zerwać. Kolejny rozdział rozwieje nasze wątpliwości. Mówię "nasze" ponieważ mam dwa pomysły i jeszcze się waham, które zakończenie wybiorę :)

      Usuń
    2. BAZA PRZED BLOKIEM???
      Klękajcie narody OoO

      Usuń
  5. Mogłabym napisać sto linijek, ale ten rozdział da się określić jednym słowem: WSPANIAŁY! Czekam cierpliwie na następny!
    P.S Poprzedni także mogę odchaczyć, ale wybacz brak komentarza. Nie mam ostatnio zbyt wiele czasu. :C
    Ściskam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Brak czasu, znam to niestety.
      Nie przepraszaj, cieszę się, że jesteś :*

      Usuń
  6. Dobrze, że dominika dokonala wyboru. Myślę, że z Alanem będzie szczęśliwa.
    Ciekawe jak Igor zareaguje na wiadomość, że to koniec związku.

    Czekam na kolejny rozdział, bo jestem ciekawa co dalej.
    Życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział taki romantyczny <3. Zdecydowanie za piękny :D. Bardzo podobała mi się ta Bajka o Miłości i Szaleństwie, taka prawdziwa :). Rozdział naprawdę wspaniały :*. Alan + Dominika = <3. No nie mogę naczytać się o nich :D. No , ale końcówka...jejku oby tylko dobrze się to skończyło :<. Trzymam kciuki.
    Czekam na nowy i pozdrawiam! :* I również zapraszam na nowy rozdział :*
    xxforeverxxx.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. już u ciebie byłam i nawet udało mi się prześcignąć w komentarzach wszystkie twoje wierne czytelniczki :)

      Usuń
    2. Właśnie przeczytałam twój komentarz i sprawił mi tak wielki uśmiech na twarzy, dziękuję :*

      Usuń
  8. ojej czyżbym zgadłam - Igorek przyjechał do Dominiki? Co to się stało?
    Rozdział świetny ♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥
    Końcówka nie jest taka straszna :) do tego spotkania musiało kiedyś dojść chociaż uważam, że nie będzie ono należało do miłych :/
    Maryla chyba się domyśliła, że to Dominika jest z Alanem na kutrze. Coś mi się zdaję, że ona naprawdę spróbuje rozdzielić tą dwójkę...

    Pozdrawiam i życzę dużo weny ;**

    Ps Kiedy następny?


    http://ironiaa-losu.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nastepny? nie wiem, musze go najpierw napisac, ba w ogole zaczac pisac, bo jeszcze ani sloweczka nie mam, bedzie ciezko bo ostatnio mam mnostwo pracy:(

      Usuń
  9. Ha! Dodałyśmy rozdział tego samego dnia, a ja głupia do Ciebie nie zajrzałam. Przepraszam, bardzo przepraszam, ale ostatnio naprawdę sporo nauki. Przygotowania do egzaminu, sprawdziany, kartkówki... makabra!
    Wiesz, że rozdział jest genialny. Bardzo spodobała mi się "Bajka o Miłości i Szaleństwie". Genialna! Alan to naprawdę cudowny facet. Szkoda tylko, że w realnym życiu takich nie ma. A jeśli są... to na pewno niewiele. Dominika ma wielkie szczęście. Czy to Igor przyjechał pod dom? Oby nie... nienawidzę gościa. A jeśli on, to pogonić go! Nie mogę się doczekać rozwoju sytuacji. Mam nadzieję, że za niedługo pojawi się nowy rozdział. Oczywiście masz swoje życie, więc jak najbardziej zrozumiałe jest to, że nie zawsze możesz pisać.
    Czekam na kolejny ;) Przy okazji chciałabym Cię zaprosić na mojego drugiego bloga, trzeci już jest w drodze, pojawi się od połowy marca (wiem, że dziwnie to brzmi xd).
    http://destruction-magical2.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  10. Super rozdzialik :-) i serio mam ochotę cie za niego udusić , ale prosiłam zeby tego nie robic wiec może jakoś sie opanuje
    I prosze dodaj szybko nexta bo ja tu zejdę :-D
    Kocham Alana <3
    I mnie juz 24 rozdział
    nieelitarnaszkola.blogspot.com
    Weny !!

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie! Nie! Nie! Dlaczego w takim miejscu?! Męczy mnie podejrzenie, że z wizytą wpadł Igor. W fajnym momencie, nie ma co ;_;
    Oby Dominika w końcu z nim zerwała i w spokoju mogła być z Alanem. Ten ich wspólny wieczór był taki romantyczny <3
    Zaczyna mnie denerwować ta cała Maryla, grr... Po ci miesza się w sprawy Alana i Dominiki, nic jej do tego!
    Mam nadzieję, że wszystko się ułoży, a odwiedziny Igora, nie zwiastują niczego złego :)
    http://fairytaledreamcloudeen.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  12. Hej, hej, przepraszam, że tak dawno się nie odzywałam, ale tak wyszło... Jednak czytałam wszystko na bieżąco! Ale dobra, czas powrócić do komentowania. A więc...
    Wiedziałam!
    To Igor, prawda? Ja od wieeeelu rozdziałów tylko czekam aż się pojawi i zacznie wszystko komplikować. A po tym, co się ostatnio działo między Alanem i Dominiką, byłoby zbyt pięknie i łatwo, gdyby nie przyszedł taki... taki Igor, no.
    Ogólnie wszystko jest takie urocze, jednak już się boję co jeszcze będzie odwalać Maryla, bo wiem, że to nie ostatnia wredna rzecz jaką zrobi. Oj, będzie się działo, prawda?
    A tak poza tym - podoba mi się to jak piszesz i zazwyczaj nie mam żadnych uwag, ale albo mi się wydaje, albo gdzieś tam jest napisane ,,zborze" zamiast ,,zboże". Chyba że coś mi się przywidziało, jeśli tak, to przepraszam.
    A więc co, do następnego! Mam nadzieję, że będzie niedługo!

    OdpowiedzUsuń
  13. Jeśli to Igor przyjechał tym granatowym mercedesem, to okej. Już rozumiem po co na początku ta cała sielanka, całuski, powroty do przeszłości ("a pamiętasz jak...?) i tak dalej. Dużo osób tak postępuje- najpierw budują coś fajnego, żeby później jeszcze fajniej to rozwalić. Spoko. Ale mimo to, było trochę za słodko :) Wybacz, może się nie znam, może po prostu to wina tego, że gustuję w trochę innej literaturze... nie wiem. Ale ogólnie masz dobry styl i dobry słuch- dialogi wypadają nienagannie. Ortografia na plus, interpunkcja też. Czekam na następny.
    Pozdrawiam :)
    http://tea-and-rose.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  14. Ale on ma wyczucie czasu... :\ Po prostu pozazdrościć. Rozdział świetny <3

    OdpowiedzUsuń
  15. Dlaczego ja jeszcze nie skomentowałam tego rozdziału?! Toż to skandal :D
    Ale już jestem !
    Jak cudownie, że Dominika chce skończyć z Igorem, Alan jest dla niej idealny <3
    A bajka, którą jej opowiedział była cudowna <3
    No i przyjazd IGORA... wiedziałam, że to w końcu nastąpi, ale przez tą sielankę z Alanem, nagle zdziwiło mnie, że to już...?!
    Kurczę, co teraz zrobi Dominika?! Mam nadzieję, że bedzie twarda i zerwie z nim! Ale jak to wiadomo, różnie może być..
    Uwielbiam Twoje opowiadanie i nie mogę się doczekać następnego rozdziału, który zapowiada się naprawdę emocjonująco...
    Mam nadzieję, że pojawi się szybko <3
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  16. WSTAWIAJ!!! I to jak najszybciej bo juz sie nie moge doczekac :) ale pewnie bedzie tak ze Igor obiecuje poprawe i Dominika do niego wroci :d

    OdpowiedzUsuń
  17. Wow.Igor?!
    http://ever-books-world.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  18. Świetny rozdział Kochanie! Zakochałam się!
    Ale za tą końcówkę to chyba Ci .. coś zrobię! Jeszcze nie wiem co, ale coś wymyśle. Rozumiem że to Pan Igorek przybył. No już widzę kłótnie i awantury. W sumie.. mam gdzieś w głowie scenę gdzie Igor coś robi, a Alan broni Domi <3 Taki męski Alan.
    Urocze, romantyczne chwile Alana I Domi.. opisane po prostu.. pierwsza klasa, nie mam słów. Coś pięknego, normalnie czułam jakbym tam była! Jestem ciekaw jak to się wszystko dalej potoczy.

    Czekam jak zawsze no kolejny rozdział z moim mężem Alanem! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oj niestety w kolejnym rozdziale nie ma Alanka:( plywa sobie po morzu i łowi rybki, nieswiadomy co go czeka po powrocie

      Usuń
  19. Matkoboskoczęstochowsko JAK JA KOCHAM BAJKI.
    Uduszę cię za zakończenie, ale pozwalam (a wręcz nakazuję) ci zrobić ze mną to samo.
    Chcę "WIENCEJ JUSZ TERAZ" <3

    http://opowiadania-zapomnianych.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  20. Super *.* Czekam na kolejny rozdział <3
    Zapraszam również do siebie: rysowanie-z-haniko.blogspot.com
    Pozdrawiam,
    Haniko

    OdpowiedzUsuń
  21. Pełzne do Ciebie. Czaje się za rogiem i przemykam od cienia do cienia tak, żeby nikt nie zauważył, że się skradam. Gdybym zostałam nakryta na podgladaniu twojego bloga to byś mnie zjadła, że nie komentuje! Tak więc wróciłam i postanowiłam wszystko skomentować! Te parę miesiecy, w których cię zaniedybywalam było naprawdę ciężkich, ale teraz wracam i mam zamiar Ci to jakoś wynagrodzić. To może zacznijmy od rozdziału 6 jaki napisałam. A teraz przejdę do tekstu właściwego, bo z pewnością on interesuje Cię bardziej.
    Ten rozdział był przepiękny. Chyba najlepszy jaki udało ci się skleić. Ta randka z Alanem była po prostu idealna. Powiem Ci, że nie jestem wielbicielka filmów romantycznych i żadna ze mnie romantyczka, jednak teraz zapragnęłam mieć tak cudownego chłopaka jak on.
    Powiem Ci więcej, tak strasznie sensownego jak Alan. Każdy jego gest, pocałunek, czy choćby słowa są tak naladowane zmyslowoscia, że normalnie robi mi się gorąco przy każdej ich rozmowie o seksie.
    Nie mogę się doczekać, gdy już będą razem! O rany tak się cieszę, że nie wiem. Przecież to będzie idealny związek, którego Marylka nigdy nie rozwali. A swoją drogą! Co ten babszytl wyprawia. Coraz mniej zaczyna podobać mi się jej zachowanie.
    Moja koleżanka ma na nazwisko Kogut. Zawsze, gdy ją zdeneruję ona mi powtarza "nie draznij Koguta". I o tym właśnie pomyślałam, gdy czytałam ostatni akapit. Bo jak się domyslalam jest to samochód Igora? Żeby się dowiedzieć czytam dalej!
    Jak już wszystko nadrobie to obiecuje, że nie znikne. W piątek lecę na Kretę, więc będę miała sporo czasu. Tak, czy siak, podam Ci później mój adres maila, żebyś mogła mnie złapać w każdym momencie. Bo maila sprawdzam cztery razy dziennie, a bloga co dwa dni.
    Pozdrawiam, skruszona swoją winą puck

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak się napalilam, żeby napisać Ci o tej bajce, że zapomniałam! Była przepiękna. Poważnie! Tak mnie poruszyla, że od razu rzuciłam się do drzwi przeczytać ją mojej młodszej siostrze. Zapisze ja sobie gdzieś.
      Teraz już chyba wszystko!

      Usuń
    2. Puck, do jasnej Anielki, czy ty wiesz, ze mam ogromna ochote wziąc i cię puknąc:)
      gdzies ty byla dziewczyno jak cie nie bylo? od zmysłó odchodziłam, naprawde yslalam, ze cie jakies ufo, albo jeszczeco gorszego porwalo, i zeby mi to bylo ostatni raz.
      Oooooooooo bo popamiętasz dziobek mewy!!!!!!

      Usuń
  22. "I robisz wszystko żeby zaciągnąć mnie do łóżka" - xD Jaki pewny siebie xD
    Ja też pamiętam jak goniła za tym psem,a potem pieskowi się oberwało, biedna psinka, skrzyczana, bo ona się o mało ze wstydu nie spaliła, bo nie potrafiła się wysłowić xD
    Ja też wspominałam chwilę temu (chyba dwa komentarze wcześniej) to zgadywanie imion i Monikę co podała imię Alana na tacy.
    Ale już tekst o tym, że to dopiero on pokazał jej co znaczy miłość, to taki stricte z telenoweli, przynajmniej tak brzmiał.
    "bez czarnych scenariuszów" - zawsze spotykałam się ze "scenariuszy" i twoja wersja o wiele bardziej przypadła mi do gustu, była taka oryginalna.
    "I jak tu ufać ludziom?" - ciekawe pytanie, gdy już Domi pozna odpowiedź, to niech nie zapomni się z tym podzielić.
    Pani Wanda mówiła o wieszaniu za jaja, a ja dziś pisałam u kogoś komentarz że "jebałabym bohaterowi jaja przy samej dupie", ale usprawiedliwia mnie, to że facet naprawdę mega irytował. Może pani Wandzia, tak Igorowi... chyba marzenia ściętej głowy, co nie? Ale za marzenia do piekła nie wtrącają, na szczęście xD
    To mówienie na pan to w przypadku matek to okazywanie braku sympatii? Muszę to zapamiętać, bo moja matka też mówi na pan mojemu mężowi.
    Bajka świetna, chyba przepisze i dzieciakom będę opowiadała. E tam, co będę przepisywała. Najlepiej wydrukuje xD Ale naprawdę mi się podobała.
    "powiedziała z troskę w głosie" - z troską
    "Moje majtki" - haha xD
    To jak przedstawił Dominikę sprawiło, że powinni ją na rękach nosić, bo pensja taka sama, a czasu wolnego więcej. Domi z pewnością u nich zapunktowała i to już tak na stałe.
    Okropna ta Maryla, normalnie jak moja pierwsza szefowa. Potrącisz ją samochodem Majki na przejściu dla pierwszych? Tylko bez Majki, niech ręcznego nie zaciągnie, i auto tak samotnie, bo ja nie chcę by Majce się coś stało... ;-(
    Czasami piszesz "ze" zamiast "że".
    Ten na końcu Merc to Igora, prawda? Już nie mogę się doczekać jego pojawienia.
    Jak tak wcześniej gadali o tym śniadaniu na kolacje, to sprawiło, że zaburczało mi w brzuchu i chyba pójdę sobie zrobić frytki. Jeśli przytyje to tobie i jeszcze kilkoro innym pisarzom blogowym wyślę rachunek od dietetyka, bo wy wszyscy tylko tak ciągle o tym jedzeniu, godzinę temu czytałam o pewnym Kasjanie co robił spaghetti (żartuje oczywiście z tym rachunkiem od dietetyka, więc proszę się nie obrażać).

    sie-nie-zdarza.blogspot.com
    prawdziwa-legenda.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy komentarz <3