- Dasz radę
tam wejść? - zatrzymał się przed wysokim, blisko czterometrowym podestem i
wskazał dłonią na zwisającą z góry wykonaną z grubej liny drabinkę, która
kołysana podmuchami wiatru, wodziła po drewnianych deskach pokładu. - Czy może
mam cię wnieść?
- Chyba
jeszcze mnie nie znasz do końca - zbliżyła się do niego i z zawadiackim
uśmiechem pstryknęła go w czubek nosa - Takie drabinki mam w małym paluszku.
- Tak? -
złapał ją za rękę i przyciągnął do siebie - I pewnie zaraz mi powiesz, że jak
byłaś młodsza to rodzice wysłali cię na jakiś obóz przetrwania, albo że lubisz
w piątek po pracy, tak dla rozrywki, pojechać sobie do parku wspinaczkowego i
poszaleć na ściance, mam rację?
- I tu się
pan kapitan pomylił - roześmiała się promiennie, wodząc palcami pod bawełnianym
materiałem jego koszulki, największą uwagę poświęcając napiętym mięśniom
brzucha oraz bliznom na lewej piersi, które starał się zatuszować tatuażem. -
Ojciec Majki, w któreś wakacje wybudował dla nas domek na drzewie. Niewielki,
dwie osoby to już był tłok. Nazywałyśmy go bazą. Przypominał bardziej gołębnik,
ale dla nas był idealny, potrafiłyśmy siedzieć w nim od rana do nocy. Wchodziło
się do niego właśnie po takiej drabince, a kiedy nie chciałyśmy, żeby ktoś do
nas przychodził, wciągałyśmy ją do góry. To były czasy - głośno wypuściła
powietrze, żałując że dzieciństwo minęło tak szybko.
- Z każdą
chwilą mnie zadziwiasz - założył jej włosy za ucho i czule pocałował jej
rumiany policzek - Jesteś zupełnie inna niż te wszystkie dziewczyny, które
poznałem.
- Dla
twoich wiadomości, myszy i pająków też się nie boję - roześmiała się głośno i
wyrwała z jego objęć.
- Boże,
gdzieś ty się uchowała? - powiedział pod nosem i z niedowierzaniem pokręcił
głową, przyglądając się dziewczynie, która bez najmniejszego trudu wspinała się
po drabinie wykonanej z grubej liny, przypominając mu żołnierza na poligonie,
który umorusany w błocie, stara się osiągnąć najlepszy czas, by uchronić się
przed sprzątaniem rejonów. - I jak? - wszedł za nią na podest, objął ją od tyłu
w pasie, splatając palce na jej brzuchu, a
podbródek oparł na ramieniu, omiatając jej szyję ciepłym oddechem,
którego miętowy zapach mieszał się z aromatem słodkiego wina. - Podoba ci się?
- Alan... -
jęknęła nie mogąc oderwać wzroku od niezliczonej ilości puchatych koców i
poduszek, którymi wyścielony był cały podest. W rogu paliło się kilka świec,
których płomień, poddając się morskiej bryzie, przygasał lekko i znów wracał do
życia, a obok stała duża szklana misa pełna truskawek i nektarynek. - Jeszcze
nigdy nikt się tak dla mnie nie starał - powiedziała drżącym głosem, starając
się powstrzymać napływające do jej oczu łzy.
- A
powinien, zasługujesz na to - objął ją mocniej i czule pocałował płatek jej
ucha, sprawiając, że zapragnęła go jeszcze bardziej niż do tej pory.
"Uspokój się, uspokój się natychmiast, do niczego nie dojdzie. Alan ma
rację. Najpierw musisz zerwać z Igorem, a potem będzie czas na przyjemności!
Jesteś oazą spokoju, pierdolonym kwiatem lotosu, pamiętasz?" wypuściła z
ust drżący oddech, nie zdając sobie sprawy, że wstrzymywała go tak długo. -
Wszystko w porządku?
- Tak, w
jak najlepszym - wydusiła z siebie, starając się brzmieć naturalnie, jednak
głos jej się załamał, zdradzając zniecierpliwienie i podenerwowanie.
- To co, zapraszam
w moje skromne progi - zgiął się w pół, gestem dłoni wskazując przygotowane dla
nich miękkie posłanie, co od razu skojarzyło jej się z lokajem, ubranym w
wytworny frak, który zaprasza przybyłych gości do środka willi, należącej do
nieziemsko bogatych właścicieli największego w całej Ameryce kasyna. Rozbawiona
tą myślą, skinęła uprzejmie głową i naśladując średniowieczne księżniczki,
złapała za materiał swojej długiej spódnicy, rozkładając go na boki i z
niezwykłą gracją oraz dostojnością ukłoniła się.
- Kiedy
udało ci się to wszystko przygotować? - zsunęła ze stóp sandały, usiadła na miękkim,
polarowym kocu i wyciągnęła przed siebie wyprostowane nogi, wspierając się na
łokciach.
- Dobre
duszki mi pomogły - zaśmiał się i położył obok niej.
- Domyślam
się, że mówimy o twojej załodze.
- Bardzo
nam kibicują. Przyznali się ostatnio, że odkąd zaczęło się między nami układać,
stałem się milszy i bardziej... czekaj, jak to było? Życiowy, przystępny i parę
jeszcze innych określeń. W każdym razie chodziło im o to, że dzięki tobie
spędzają więcej czasu na lądzie niż na morzu i chyba coś w tym jest. - pokręcił
głową, przyznając rację kolegom. - Ciągnie mnie do ciebie, nic na to nie
poradzę. - rozłożył ręce w geście bezradności.
- Przyznam,
że bardzo mnie to cieszy, choć nie sądziłam, że tak się to wszystko potoczy.
- Myślałaś,
że nic z tego nie będzie, a ja od początku wiedziałem, że się uda, chociaż
troszkę się bałem, że będę musiał się dłużej pomęczyć z uświadomieniem ci, że
to ja jestem tym jedynym.
-
Przepraszam, czy ty aby przypadkiem nie powiedziałeś, że jestem łatwa? -
oburzyła się i starając się zachować kamienną twarz, uderzyła go trochę mocniej
niż zamierzała w brzuch.
- Nie, broń
Boże - przyciągnął ją do siebie i objął ramieniem. - Chciałem powiedzieć, że na
początku stawiałaś duży opór, broniłaś się rękami i nogami, zasłaniałaś się
Igorem, ale jak wiadomo z miłością się nie dyskutuje i dlatego jesteś tu teraz
ze mną i robisz wszystko, żeby zaciągnąć mnie do łóżka - roześmiał się i
pocałował ją czule we włosy.
- To aż tak
widać? - zawstydzona ukryła twarz w zagłębieniu jego szyi i mocno objęła go
nogą.
- Tak i
bardzo mi się to podoba - szepnął, unosząc do góry zwiewny materiał jej długiej
spódnicy. Jego szorstkie dłonie błądziły po zgrabnym i miękkim udzie dziewczyny,
sunąc coraz wyżej, niepewnie dotykając zaokrąglonego pośladka.
- Naprawdę
od początku wiedziałeś, że chcesz ze mną być?
- Tak -
odpowiedział niemal natychmiast, nie zastanawiając się ani sekundy - Odkąd cię
pierwszy raz zobaczyłem na plaży, pamiętasz? Szukałaś Rei, byłaś przestraszona
i zapłakana, już wtedy miałem ochotę cię przytulić i dać ci gwiazdkę z nieba.
- Zrobiłam
z siebie idiotkę, mało się tam ze wstydu nie spaliłam, pamiętam, że nie
potrafiłam sklecić choćby jednego logicznego zdania, jąkałam się i powtarzałam.
To musiało wyglądać komicznie. - zakryła twarz dłonią, czując że zaczyna się
rumienić na samo wspomnienie.
-
Nieprawda, byłaś bardzo urocza, tylko tak szybko uciekłaś, modliłem się, żeby
móc cię jeszcze spotkać i wtedy coś mnie poraziło, jak grom z jasnego nieba,
pomyślałem, że skoro jesteś na plaży z Reą, musisz być córką Wandy. Zrobiłem
mały wywiad środowiskowy, i jak widać, moje modlitwy zostały wysłuchane.
- A
pamiętasz jak zgadywaliśmy swoje imiona?
- Nie,
skarbie, to ja musiałem się mocno namęczyć, żeby je odgadnąć i zdobyć twój
numer. - poprawił ją przewracając oczami z udawany oburzeniem.
- No tak,
Monika podała mi twoje imię na tacy. - roześmiała się przypominając sobie
nieudolne podrywy kelnerki w barze. - Już wtedy mi się podobałeś, byłeś zabawny
i taki pewny siebie i chyba trochę mi imponowałeś. Pomijam fakt, że jak na
ciebie patrzyłam to uginały mi się kolana, bo na żywo nigdy nie widziałam tak
przystojnego mężczyzny. Wiem, że nie powinnam ci tego mówić, bo obrośniesz w
piórka, ale faktycznie tak było. I jest - dodała po chwili - ciągle przechodzą
mnie dreszcze, kiedy mnie całujesz i przytulasz. I wiesz, chyba nigdy wcześniej
czegoś takiego nie czułam.
- A Igor? -
skrzywił się, wypowiadając imię mężczyzny, który według jej zapewnień należał
do przeszłości, a mimo to, nadal wzbudzał w nim irytację.
- On nie
lubi okazywać uczuć, jest raczej zdystansowany i chłodny, poza tym jego
wiecznie nie było w domu, nigdy nie mieliśmy czasu na miłe wieczory na kanapie,
przy filmie i lampce wina czy upojne kąpiele w bąbelkach. Wiedziałam, że nie
tak powinien wyglądać związek, ale godziłam się na to przez cztery długie lata,
sama nie wiem czemu, dopiero ty otworzyłeś mi oczy i pokazałeś co znaczy
miłość.
- Chciałbym,
żeby już było po wszystkim, żebyś ze mną zamieszkała i żebyśmy nie musieli
powstrzymywać się przed... - urwał i uśmiechnął się znacząco, posyłając jej
kipiące pożądaniem spojrzenie.
-
Planowałam zrobić ci niespodziankę, ale czuję, że język mnie świerzbi, więc ci
powiem - podniosła się i zawołała melodyjnym głosem - W niedzielę rano jadę po
swoje rzeczy, Majka zgodziła się pożyczyć mi auto, jeśli wszystko dobrze
pójdzie już za dwa dni będziemy razem, tak naprawdę, jak powinno być od
początku.
- Nawet nie
wiesz jak się cieszę, ale byłbym spokojniejszy, gdybyś pozwoliła mi pojechać z
tobą.
- Nie,
Alan, to nie jest dobry pomysł. Muszę porozmawiać na spokojnie z Igorem,
wyjaśnić mu wszystko, nie wiem jak zareaguje.
- No
właśnie dlatego powinienem też tam być, a co jeśli zrobi ci krzywdę albo
zamknie cię w mieszkaniu i nie pozwoli ci odejść.
- Alan,
proszę cię, bez czarnych scenariuszów, Igor nie jest idealny, ale nie róbmy z
niego tyrana, ok?
- No dobrze
- głośno wypuścił powietrze, dając za wygraną - ale obiecaj, że weźmiesz moje
auto. To sporo kilometrów, a ten Majki punciak trochę mnie przeraża.
- Wiesz, że
Maja wydrapałaby ci za to oczy? - zaśmiała się sztucznie, starając się zmienić
temat na lżejszy.
- Obiecaj. -
rozkazał surowym, nie znoszącym sprzeciwu głosem.
- Dobrze,
jeśli tak bardzo ci na tym zależy, to wezmę twój samochód, zadowolony? -
spojrzała w niebo i przewróciła oczami.
- Byłbym
bardziej, gdybyś pozwoliła mi jechać ze sobą. - warknął rozdrażniony, gniewnie
marszcząc brwi.
- Możemy
skończyć ten temat? Inaczej zrobię tak jak planowałam, nic ci nie powiem, wezmę
auto od Mai i wtedy szukaj wiatru w polu.
- Czy ty
nie rozumiesz, że się o ciebie martwię?
-
Niepotrzebnie, koniec tematu, nie psujmy tego wieczoru - położyła głowę na jego
twardej piersi, wsłuchując się w miarowe bicie serca.
Milczeli
przez dłuższą chwilę, rozkoszując się szumem fal, które rozbijały się o łódź.
Nad ich głowami krążyły mewy, o jasnych piórach i
pomarańczowych dziobach, domagając się głośnymi skrzekami małego co nieco, w
postaci świeżych wnętrzności złowionych ryb, którymi z chęcią dzielili się z
nimi rybacy podczas połowów.
- Zmarzłaś?
- zapytał i nie czekając na odpowiedź nakrył ją szczelnie kocem.
- Tylko
troszkę, nie jest tak źle.
- Ostrzegam
nad ranem będzie o wiele zimniej.
- Nad
ranem? Alan zostaniemy tu całą noc? - wsparła się na łokciu i popatrzyła na
niego z zakłopotaniem.
- Nie
musimy, jeśli nie chcesz - powiedział spokojnym głosem, widząc jej
podenerwowanie.
- Chcę,
bardzo chcę, ale po tym pamiętnym wybryku, kiedy nie wróciłam do domu na noc,
obiecałam mamie, że to się więcej nie powtórzy. Nie wolno się jej denerwować,
po ostatnim zawale jeszcze nie doszła w pełni do siebie. - tłumaczyła, żywo
gestykulując dłońmi.
- Jeśli
chodzi tylko o panią Wandę, to nie musisz się martwić - uśmiechnął się z
przebiegłym błyskiem w oku.
- Możesz
jaśniej?
-
Obiecałem, że ci o tym nie powiem, ale w takiej sytuacji, chyba nie mam innego
wyjścia - rozłożył ręce i roześmiał się promiennie. - Kiedy odwiozłem cię wtedy
do domu, po tej naszej, nazwijmy to, wspólnej nocy, zadzwoniłem do twojej mamy,
żeby ją przeprosić i jakoś się wytłumaczyć. - potarł dłonią zarośnięty
podbródek, szukając w głowie odpowiednich słów.
- I? -
ponaglała go, nie mogąc powstrzymać ciekawości. "No pięknie, czyli oprócz
mojej najlepszej przyjaciółki, jeszcze moja szanowna mamusia bierze udział w
tych podchodach. I jak tu ufać ludziom?"
- Spodziewałem
się gromów ciskanych przez słuchawkę i wiązanki przekleństw, a pani Wanda tylko
mi podziękowała. Rozumiesz? Powiedziała, dosłownie: Powinnam cię powiesić za
jaja, ale Domi jest taka szczęśliwa, kiedy jest z tobą, więc pozostaje mi tylko
życzyć wam powodzenia. Ale pamiętaj, jak ją skrzywdzisz..." - przerwał i z
kwaśną miną przeczesał palcami włosy - Pozwól, że tego fragmentu sobie
oszczędzę.
- Nie
wierzę - niemalże krzyknęła, potrząsając głową z oburzeniem. - A mi robiła
wymówki, że nie wypada, że Igor... Co za jędza!
- Albo
faktycznie tryskałaś radością, albo pani Wanda nie cierpi twojego narzeczonego.
- Według
mnie i jedno i drugie. Wyobraź sobie, że ona ciągle mówi do niego panie Igorze.
- Nie
żartuj.
- Jak bum
cyk cyk - położyła na sercu złożoną w pięść dłoń i postukała się kilka razy, dla
podkreślenia swoich słów, po czym ziewnęła szeroko i przeciągnęła się ospale.
- Zdrzemnij
się, miałaś dziś sporo wrażeń - nie przestawał gładzić jej ramienia.
- Opowiedz
mi coś.
- Co mam ci
opowiedzieć?
-
Cokolwiek, lubię słuchać twojego głosu.
- To może
opowiem ci bajkę o Miłości i Szaleństwie, którą kiedyś jak byłem mały
opowiadała mi często Maryla.
- To
dobrze, lubię bajki. - zamknęła oczy, skupiając się na jego cichym, melodyjnym
głosie.
- Powiadają, że pewnego razu spotkały się na
Ziemi wszystkie uczucia i cechy ludzkich istot. - przytulił ją mocniej do
siebie, naciągając polarowy koc na jej odkryte ramiona -I tak: Gdy Znudzenie ostentacyjnie ziewnęło po raz trzeci, Szaleństwo,
jak zwykle obłędnie dzikie, zaproponowało: - Pobawmy się w chowanego!
Intryga, niezmiernie zaintrygowana, uniosła tylko lekko brwi, a Ciekawość, nie mogąc się powstrzymać, spytała z typowym dla siebie zainteresowaniem:
- W chowanego? A co to takiego?
- To zabawa - wyjaśniło żywo Szaleństwo - polegająca na tym, iż ja zakryję sobie oczy i powoli zacznę liczyć do miliona. W międzyczasie wy wszyscy dobrze się schowacie, a gdy skończę liczyć, moim zadaniem będzie was odnaleźć. Pierwsze z was, na którego kryjówkę trafię, zajmie moje miejsce w następnej kolejce.
Podekscytowany Entuzjazm zaczął tańczyć w towarzystwie Euforii, Radość podskakiwała tak wesoło, iż udało się jej przekonać do gry Wątpliwość, a nawet Apatię, której nigdy niczym nie dało się zainteresować.
Jednakże nie wszyscy chcieli się przyłączyć.
Prawda wolała się nie chować, w końcu i tak zawsze ją odkrywano.
Duma stwierdziła, że zabawa jest głupia, ale tak naprawdę w głębi duszy gryzło ją, iż pomysł wyszedł od kogo innego.
Tchórzostwo z kolei nie chciało ryzykować.
- Raz, dwa, trzy - zaczęło liczyć Szaleństwo.
Najszybciej schowało się Lenistwo, osuwając się za pierwszy lepszy napotkany kamień.
Wiara pofrunęła do nieba, a Zazdrość ukryła się w cieniu Triumfu, który z kolei wspiął się o własnych siłach hen! Na sam szczyt najwyższego drzewa.
Wspaniałomyślność długo nie mogła znaleźć dla siebie odpowiedniego miejsca, gdyż wszystkie kryjówki wydawały się jej idealne dla przyjaciół: krystalicznie czyste jezioro było wymarzonym miejscem dla Piękności, dziupla - w sam raz dla Nieśmiałości, motyle skrzydła stworzono dla Zmysłowości, powiew wiatru okazał się natomiast najlepszy dla Wolności. W końcu Wspaniałomyślność schowała się za promyczkiem słońca.
Z kolei Egoizm znalazł sobie, jak sądził, wspaniałe miejsce: wygodne i przewiewne, a co najważniejsze - przeznaczone tylko, tylko dla niego.
Kłamstwo schowało się na dnie oceanów, a może skłamało i tak naprawdę ukryło się za tęczą? Pasja i Pożądanie w porywie gorących uczuć, wskoczyli w sam środek wulkanu.
Niestety wyleciało mi z pamięci, gdzie skryło się Zapomnienie, lecz to przecież mało ważne.
Gdy Szaleństwo liczyło dziewięćset dziewięćdziesiąt dziewięć tysięcy dziewięćset dziewięćdziesiąt dziewięć Miłość jeszcze nie zdołała znaleźć sobie odpowiedniego miejsca.
W ostatniej chwili odkryła jednak zagajnik dzikich róż i schowała się wśród ich krzaczków.
- Milion - krzyknęło na końcu Szaleństwo i dziarsko zabrało się do szukania.
Od razu, rzecz jasna, odnalazło schowane parę kroków dalej Lenistwo.
Chwilę potem usłyszało Wiarę rozmawiającą w niebie z Panem Bogiem.
W ryku wulkanów wyczuło natomiast obecność Pasji i Pożądania.
Następnie, przez przypadek, odnalazło Zazdrość, co szybko doprowadziło je do kryjówki Triumfu.
Egoizmu nie trzeba było wcale szukać, gdyż jak z procy wyleciał ze swej kryjówki, kiedy okazało się, iż wpakował się w sam środek gniazda dzikich os.
Trochę zmęczone szukaniem Szaleństwo przysiadło na chwilę nad stawem i w ten sposób znalazło Piękność.
Jeszcze łatwiejsze okazało się odnalezienie Wątpliwości, która, niestety, nie potrafiła się zdecydować, z której strony płotu najlepiej się ukryć.
W ten sposób wszyscy zostali znalezieni: Talent wśród świeżych ziół, Smutek - w przepastnej jaskini, a Zapomnienie... cóż, już dawno zapomniało, iż bawi się w chowanego.
Do znalezienia pozostała tylko Miłość.
Szaleństwo zaglądało za każde drzewko, sprawdzało w każdym strumyczku, a nawet na szczytach gór i już, już miało się poddać, gdy odkryło niewielki różany zagajnik.
Patykiem zaczęło odgarniać gałązki...
Wtem wszyscy usłyszeli przeraźliwy okrzyk bólu.
Stało się prawdziwe nieszczęście! Różane kolce zraniły Miłość w oczy.
Szaleństwu zrobiło się niezmiernie przykro, zaczęło prosić, błagać o przebaczenie, aż w końcu poprzysięgło zostać przewodnikiem ślepej z jego winy przyjaciółki.
I to właśnie od tamtej pory, od czasu, gdy po raz pierwszy bawiono się na Ziemi w chowanego, Miłość jest ślepa i zawsze towarzyszy jej Szaleństwo.*
Intryga, niezmiernie zaintrygowana, uniosła tylko lekko brwi, a Ciekawość, nie mogąc się powstrzymać, spytała z typowym dla siebie zainteresowaniem:
- W chowanego? A co to takiego?
- To zabawa - wyjaśniło żywo Szaleństwo - polegająca na tym, iż ja zakryję sobie oczy i powoli zacznę liczyć do miliona. W międzyczasie wy wszyscy dobrze się schowacie, a gdy skończę liczyć, moim zadaniem będzie was odnaleźć. Pierwsze z was, na którego kryjówkę trafię, zajmie moje miejsce w następnej kolejce.
Podekscytowany Entuzjazm zaczął tańczyć w towarzystwie Euforii, Radość podskakiwała tak wesoło, iż udało się jej przekonać do gry Wątpliwość, a nawet Apatię, której nigdy niczym nie dało się zainteresować.
Jednakże nie wszyscy chcieli się przyłączyć.
Prawda wolała się nie chować, w końcu i tak zawsze ją odkrywano.
Duma stwierdziła, że zabawa jest głupia, ale tak naprawdę w głębi duszy gryzło ją, iż pomysł wyszedł od kogo innego.
Tchórzostwo z kolei nie chciało ryzykować.
- Raz, dwa, trzy - zaczęło liczyć Szaleństwo.
Najszybciej schowało się Lenistwo, osuwając się za pierwszy lepszy napotkany kamień.
Wiara pofrunęła do nieba, a Zazdrość ukryła się w cieniu Triumfu, który z kolei wspiął się o własnych siłach hen! Na sam szczyt najwyższego drzewa.
Wspaniałomyślność długo nie mogła znaleźć dla siebie odpowiedniego miejsca, gdyż wszystkie kryjówki wydawały się jej idealne dla przyjaciół: krystalicznie czyste jezioro było wymarzonym miejscem dla Piękności, dziupla - w sam raz dla Nieśmiałości, motyle skrzydła stworzono dla Zmysłowości, powiew wiatru okazał się natomiast najlepszy dla Wolności. W końcu Wspaniałomyślność schowała się za promyczkiem słońca.
Z kolei Egoizm znalazł sobie, jak sądził, wspaniałe miejsce: wygodne i przewiewne, a co najważniejsze - przeznaczone tylko, tylko dla niego.
Kłamstwo schowało się na dnie oceanów, a może skłamało i tak naprawdę ukryło się za tęczą? Pasja i Pożądanie w porywie gorących uczuć, wskoczyli w sam środek wulkanu.
Niestety wyleciało mi z pamięci, gdzie skryło się Zapomnienie, lecz to przecież mało ważne.
Gdy Szaleństwo liczyło dziewięćset dziewięćdziesiąt dziewięć tysięcy dziewięćset dziewięćdziesiąt dziewięć Miłość jeszcze nie zdołała znaleźć sobie odpowiedniego miejsca.
W ostatniej chwili odkryła jednak zagajnik dzikich róż i schowała się wśród ich krzaczków.
- Milion - krzyknęło na końcu Szaleństwo i dziarsko zabrało się do szukania.
Od razu, rzecz jasna, odnalazło schowane parę kroków dalej Lenistwo.
Chwilę potem usłyszało Wiarę rozmawiającą w niebie z Panem Bogiem.
W ryku wulkanów wyczuło natomiast obecność Pasji i Pożądania.
Następnie, przez przypadek, odnalazło Zazdrość, co szybko doprowadziło je do kryjówki Triumfu.
Egoizmu nie trzeba było wcale szukać, gdyż jak z procy wyleciał ze swej kryjówki, kiedy okazało się, iż wpakował się w sam środek gniazda dzikich os.
Trochę zmęczone szukaniem Szaleństwo przysiadło na chwilę nad stawem i w ten sposób znalazło Piękność.
Jeszcze łatwiejsze okazało się odnalezienie Wątpliwości, która, niestety, nie potrafiła się zdecydować, z której strony płotu najlepiej się ukryć.
W ten sposób wszyscy zostali znalezieni: Talent wśród świeżych ziół, Smutek - w przepastnej jaskini, a Zapomnienie... cóż, już dawno zapomniało, iż bawi się w chowanego.
Do znalezienia pozostała tylko Miłość.
Szaleństwo zaglądało za każde drzewko, sprawdzało w każdym strumyczku, a nawet na szczytach gór i już, już miało się poddać, gdy odkryło niewielki różany zagajnik.
Patykiem zaczęło odgarniać gałązki...
Wtem wszyscy usłyszeli przeraźliwy okrzyk bólu.
Stało się prawdziwe nieszczęście! Różane kolce zraniły Miłość w oczy.
Szaleństwu zrobiło się niezmiernie przykro, zaczęło prosić, błagać o przebaczenie, aż w końcu poprzysięgło zostać przewodnikiem ślepej z jego winy przyjaciółki.
I to właśnie od tamtej pory, od czasu, gdy po raz pierwszy bawiono się na Ziemi w chowanego, Miłość jest ślepa i zawsze towarzyszy jej Szaleństwo.*
- Alan -
jęknęła cicho i pocałowała go delikatnie w usta.
- Rozumiem,
że ci się podobało. - roześmiał się i przytulił ją mocniej - Bajka już się
skończyła, więc teraz idziemy grzecznie spać.
- Tak jest
kapitanie - ziewnęła przeciągle, a chwilę potem zasnęła, kołysana morskimi falami,
które cicho szemrząc nuciły najpiękniejszą melodię, jaką do tej pory słyszała.
* * *
Obudziły ją
głośne skrzeki mew i rybitw, które przekrzykując się w swoich racjach, radośnie
fruwały nad kutrem, zaburzając idealny błękit, wiszącego nad nią bezchmurnego nieba.
Niespiesznie otworzyła oczy, przyzwyczajając je do mocnych promieni,
wyłaniającego się zza horyzontu czerwonego słońca, które skojarzyło się jej z
dojrzałą, soczystą pomarańczą. Zmrużyła powieki i odetchnęła głośno,
rozkoszując się rześkim powietrzem chłodnego poranka, a morska bryza pieściła
jej uśmiechniętą, wystawioną do słońca, twarz.
- Ja w
twoich ramionach, nieistotny dysonans, deszcz szczęścia strzał nad
przepaścią...** - zanuciła pod nosem i zarzucając na ramiona polarowy koc w
żółto-niebieskie paski zeszła na dół po drabince.
Zobaczyła
go niemal natychmiast. Stał na dziobie łodzi, tyłem do niej, z łokciami
opartymi na metalowych barierkach. Miał na sobie czarną bluzę, z wyszytym na
plecach białymi nićmi, dużym logo marki Adidas, luźne dresowe spodnie, oraz
wysokie sportowe buty, a w dłoniach ściskał biały kubek z seledynowym napisem
Keep Calm And Puke Rainbows. Ukryła twarz w zawiniętych kocem dłoniach,
starając się stłumić śmiech w miękkim materiale. "Nie jestem przyzwyczajona
do takiej stylizacji, choć przyznam, że w odsłonie pana wracającego z porannego
joggingu wygląda równie kusząco co niegrzeczny, zbuntowany facet, obrażony na
cały świat" pomyślała i nie mogąc się powstrzymać podbiegła do niego i
przytuliła się do jego szerokich pleców.
- Cześć księżniczko
- szepnął czułym głosem, nie spuszczając wzroku z malującego się przed nimi
jeszcze niezbyt wyraźnego, ale rosnącego z każdą chwilą, obrazu portu. -
Wyspana? - ostrożnie odwrócił się w jej stronę, objął ją mocno jedną ręką, a
drugą, w której trzymał parujący kubek, wyciągnął daleko przed siebie.
- Kawy -
jęknęła i wyswobodziła się z jego uścisku - Kawy! Królestwo za kawę! - wyjęła z
jego dłoni porcelanowy kubek i pociągnęła spory łyk, delektując się mocnym
aromatem i wybornym smakiem czarnego płynu, który w magiczny sposób odgania sny
i stawia na nogi. - Dzień dobry - przetarła oczy i uniosła w górę ręce,
rozciągając się leniwie i mrucząc cicho, jak leniwa kotka, zbudzona nad wyraz
czułymi pieszczotami zniecierpliwionych dzieci, czekających na zabawę z
czworonożnym przyjacielem. - Już wracamy?
- Tak,
muszę dzisiaj, tak dla odmiany, trochę popracować - skrzywił się - ostatnio mocno
się rozleniwiłem.
- Jak to?
Wypływasz dzisiaj? Nie żartuj - zrobiła nadąsaną minę, przypominając dziecko,
któremu rodzice odmawiają kupienia kolejnej tabliczki czekolady.
- Muszę z
czegoś żyć, no chyba że wolisz walki w...
- Nawet nie
zaczynaj tego tematu - przerwała mu, obrzucając go wrogim spojrzeniem.
- Dobrze,
już dobrze, nie denerwuj się - naciągnął jej na ramiona koc i pocałował ją w
czoło. - Zrobimy tak: pojedziemy do baru na jakieś megakaloryczne śniadanie,
potem odwiozę cię do domu a wieczorem, jak wrócę z połowu, możemy pójść na
spacer, albo jeśli wolisz, posiedzieć u mnie i obejrzeć jakiś dobry film. Może
być?
- Może, ale
na śniadanie muszą być naleśniki z bananami i kremem czekoladowy. - wyciągnęła
przed siebie zaciśniętą pięść i uniosła w górę kciuk, który symbolizował
pierwszy z postawionych warunków.
- Da się
zrobić. - wzruszył obojętnie ramionami, jakby jej zachcianka nie stanowiła dla
niego najmniejszej przeszkody. - Co dalej?
- Będziesz
na siebie uważał i szybko do mnie wrócisz - powiedziała z troskę w głosie i
rozprostowała palec wskazujący.
-
Załatwione.
- A po
trzecie - uniosła w górę palec serdeczny i starając się opanować drżące kąciki
ust powiedziała - obejrzymy jakąś dobrą komedię, broń Boże horror.
- Horror
odpada, już raz to przerabiałem, kolejny raz nie mam zamiaru przez to
przechodzić. - wybuchnął cichym śmiechem na wspomnienie pamiętnego wieczoru,
kiedy już na napisach początkowych jęczała ze strachu i co chwila zakrywała
sobie twarz poduszką, a potem, po jakiś piętnastu minutach, najzwyczajniej w
świecie, zasnęła.
- Całe
szczęście. - odetchnęła z ulgą, ciesząc się, że ten wieczór znów spędzą razem.
Stanęła
obok niego i oparta o metalową balustradę, przyglądała się bezkresnym wodom,
których spokojną toń niszczył ostry kadłub kutra, sunący coraz szybciej, jakby
jakaś niewidzialna dłoń, w tajemnicy przed nimi, popychała go do przodu. Białe
żagle, górujące nad ich głowami, napięły się i zaczęły łopotać, tworząc
barykadę, dla przybierającego na sile wiatru.
- Co oni tu
robią? - mruknął do siebie, na widok członków swojej załogi, stojących na
nabrzeżu, którzy rozmawiali ze sobą żywo gestykulując.
- Kto? -
zmrużyła oczy i przyłożyła dłoń do czoła, walcząc z rażącymi promieniami
słońca.
- Moje
majtki, to znaczy moja wierna załoga - poprawił się prędko i głośno roześmiał,
zadowolony ze swojego żartu.
- Powinieneś
być z nich dumny, przyszykowali komitet powitalny dla przyszłej pani
kapitanowej.
- Mam
nadzieję, chociaż sądząc po ich zachowaniu, wyczuwam jakieś kłopoty. - zasępił
się, nie spuszczając wzroku z machającego do niego gorączkowo Ryśka oraz grupki
stojącej obok, nerwowo przestępujących z nogi na nogę, jakby mieli pod stopami
żarzące się węgle.
- O czym ty
mówisz? - zapytała zaniepokojona.
- Jeszcze
nie wiem, ale zaraz się dowiemy. - zacumował kuter przy porcie i pomógł jej
zejść na ląd.
-
Kapitanie, no nareszcie, dzięki Bogu - mężczyźni zbiegli się do niego i zaczęli
przekrzykiwać jeden przez drugiego.
- Stop,
stop, stop, trochę kultury, panowie. To jest Dominika, kobieta, dzięki której
spędzacie więcej czasu w domach ze swoimi żonami. - załoga jak na komendę
zaczęła głośno klaskać a jeden z nich, ubrany w białą bokserkę i krótkie lniane
spodenki, podtrzymywane szelkami, zagwizdał radośnie na dwóch palcach. -
Skarbie, a to jest moja wierna załoga,
zaprawiona w bojach z piratami, która nie żałuje sobie rumu i hulanek na
pokładzie.
- Bardzo mi
miło, Alan dużo mi o was opowiadał, przeważnie dobre rzeczy - śmiała się
ściskając dłonie ustawionych w równym rządku mężczyzn. "Ale ich
wyszkolił"
-
Kapitanie, musimy porozmawiać.
- Co się
dzieje, Rysiek, jesteście jacyś niespokojni.
- Chodzi o
panią Marylę - Dominikę przeszedł dreszcz, który w jednej chwili sparaliżował
jej ciało. Szukając schronienia, wsunęła się pod ramię mężczyzny, a słowa jego
ciotki: "Zrobię wszystko, żeby ci nie wybaczył", które uparcie
odtwarzała w głowie, sprawiły, że poczuła tępy ból w okolicach skroni.
- Powiesz w
końcu o co chodzi? - przycisnął ją mocniej do siebie, starając się uspokoić jej
rozdygotane ciało.
- W
przetwórni rozpętało się piekło, kiedy się zorientowała, że nie ma ani ciebie,
ani kutra. Kazała nam iść na wybrzeże i czekać aż wrócisz a potem, cytuję: w
trybie natychmiastowym, wypłynąć i nie wracać dokąd nie wypełnimy po brzegi
ładowni.
- W
porządku, przyszykujcie sieci i skrzynie, wrócę za godzinę, wszystko ma być
gotowe. - rozkazał i pociągnął ją w stronę dróżki, na końcu której stał jego
samochód.
- Ale
kapitanie, nie mamy tyle czasu. - niepewnym głosem zaprotestował starszy
mężczyzna, stojący po prawej stronie, ubrany w słomkowy kapelusz z szerokim
rondem, i duże przeciwsłoneczne okulary, zakrywające pół twarzy.
- Owszem,
mamy. Przestańcie dyskutować, dostaliście rozkaz, na co czekacie?
- Ona, to
znaczy pani Maryla zagroziła, że nas wszystkich wyrzuci na zbity pysk,
kapitanie ja mam dwójkę dzieci i trzecie w drodze.
- Nikt was
nie wyrzuci, jesteście moja załogą, zrozumiano? Wracam za godzinę, bierzcie się
do roboty. - mężczyźni głośno westchnęli i ze spuszczonymi głowami weszli na
statek, przekonani, że właśnie stracili pracę.
- Alan,
mogę wrócić taksówką - zaczęła łagodnie, bojąc się, jak zareaguje na jej
propozycję i czy nie będzie dla niej tak stanowczy i surowy jak dla swojej
załogi.
-
Wykluczone, skarbie - uśmiechnął się do niej i założył jej włosy za ucho. - To
ja tu jestem kapitanem, a Maryla, mimo że jest właścicielką przetwórni, nie ma prawa wydawać mi, a tym
bardziej mojej załodze, rozkazów. - z zaciętą miną upierał się przy swoim. - No
ruchy, bo nam śniadanie wystygnie.
- Ale...
- Bez
żadnego ale, połów był zaplanowany na dziewiątą rano i tak tez wypłyniemy, nie
mam zamiaru ulegać jej widzi mi się.
- Oszczędź
chłopakom nerwów i wracaj na statek, proszę. Proszę - powtórzyła widząc, że
powoli udaje się jej go przekonać. "Zacięty i uparty pan kapitan, mięknie
pod jednym moim błagalnym spojrzeniem, no, nieźle" - Alan, przecież nic mi
się nie stanie, nie zachowuj się jak jakaś przewrażliwiona mamuśka.
- Obiecałem
ci śniadanie.
- Śniadanie
możemy zjeść na kolację - roześmiała się pogodnie i pocałowała go w policzek -
Wracaj na statek. Im szybciej wypłyniesz, tym szybciej do mnie wrócisz.
- Dobra,
niech ci będzie, ale wracasz moim autem, zrozumiano? - pstryknął ją delikatnie
w nos i skrzywił się w udawanym grymasie.
- No
dobrze, zawsze to jakiś kompromis.
- Chłopaki!
- krzyknął przykładając dłonie do ust - Zmiana planów, ruszamy za dziesięć
minut! Ruchy! Ruchy! - z pokładu zagrzmiały głośne oklaski i gwizdy
zadowolenia.
- Dziesięć
minut? - posłała mu podejrzliwe spojrzenie.
- Pozwól się
chociaż odprowadzić do auta. - podała mu dłoń i szybkim krokiem ruszyli polną
dróżką, na końcu której, przy wyjeździe na główną drogę, zostawili poprzedniego
wieczoru czarną Insignię.
Mokra od
porannej rosy trawa, porastająca środek ścieżki, łaskotała jej stopy, mocząc
materiał długiej, pudrowo-różowej spódnicy, nadając mu żywszy i bardziej
wyrazisty kolor fuksji, a zborze, które witało ich poprzedniej nocy cichym
szelestem wyschniętych kłosów, właśnie kończyło swój żywot pod kołami dużego,
czerwonego kombajnu, który sunąc powoli po polu, zostawiał za sobą hordy kurzu.
- Patrz -
wskazała palcem na spacerującego w przydrożnym rowie, biło-czarnego bociana na
długich, chudziutkich jak patyki, nogach, który klekotał wesoło w poszukiwaniu
żab.
- W
Warszawie nie ma takich widoków - stwierdził smutno i otworzył przed nią drzwi,
zaparkowanego pod rozłożystym dębem, auta.
Dominika
zwinnym ruchem wskoczyła do środka i wyciągnęła w jego stronę otwartą dłoń,
czekając na kluczyki.
- Jedź ostrożnie.
- poprosił, przyglądając się jej z troską.
-
Spokojnie, nie rozbiję ci fury - przekręciła stacyjkę, kilkakrotnie naciskając
na pedał gazu, a silnik zaryczał, oznajmiając gotowość do jazdy - Przynajmniej
nie specjalnie - zamrugała kokieteryjnie i przegryzła zalotnie wargę.
- Przecież
wiesz, że nie chodzi mi o auto, tylko o ciebie - wywrócił oczami i kucnął przed
nią.
- Dziękuję
- powiedziała cicho i zarzuciła mu ręce na szyję, mocno go ściskając.
- Za co? -
roześmiał się i podparł ręką, czując, że traci równowagę.
- Za to, że
mnie posłuchałeś.
- Stanowczo
zbyt często ci ulegam, to bardzo niekorzystnie wpływa na moją reputację. - nachylił się i pocałował ją w usta, czule się
z nią żegnając, poczym zatrzasnął za nią drzwi i klepnął dach auta, dając jej
znak by ruszała, a on odwrócił się niechętnie i nie spiesząc się wrócił w
stronę kutra i czekającej na niego załogi.
Dominika
wrzuciła bieg i wyjechała na główną drogę, zostawiając za sobą tumany kurzu.
Rzuciła krótkie spojrzenie we wsteczne lusterko i wybuchnęła perlistym
śmiechem, przyglądając się wyprostowanej, muskularnej sylwetce mężczyzny, dla
którego w zaledwie trzydzieści dni, straciła głowę.
- Pani
Kapitanowa - powiedziała dumnie i podkręciła gałkę głośności, śpiewając razem z
Rihanną, o tym, że znalazła miłość w beznadziejnym miejscu***
Opuściła szybę i wystawiła dłoń na zewnątrz, pozwalając by
chłodne powietrze przenikało jej między palcami.
Ulice
miasta, wczoraj puste i smutne, jakby wyniszczone epidemią lub doświadczone
żywiołami natury, dziś od samego rana tętniły życiem. Mijało ją mnóstwo aut,
które prowadzone przez spieszących się do pracy kierowców, łamały raz po raz
przepisy, dotyczące ograniczenia prędkości czy zakazu wyprzedania. "Być
może Majka nie jest takim złym kierowcom, może po prostu trafia na popaprańców,
którzy za kółkiem czują się nieśmiertelni?' zamyśliła się, obserwując we
wstecznym lusterku sunące z nadmierną prędkością białe BMW, wyprzedające kilka
aut pod rząd. "Może ona po prostu działa jak magnes na stłuczki? Nie,
chociaż nie" - uśmiechnęła się, przypominając sobie powrót z dworca, który
mało nie przypłaciła zawałem i palpitacją serca.
- Szykuj
się mamusiu, teraz to ja ci urządzę pogadankę - powiedziała do siebie, siląc
się na groźny ton, co wywołało w niej paniczny atak śmiechu i wrzucając niższy
bieg wjechała na podwórko przez otwartą na oścież bramę. Zatrąbiła wesoło do
siedzącej na werandzie Wandy, pospiesznie zgasiła silnik i niczym rażona
piorunem wyskoczyła z auta.
- Ładnie to
tak? Zabawy w swatkę ci się zachcia... - urwała w pół słowa, widząc przerażoną
twarz kobiety - Co jest? Źle się czujesz? - złapała ją za ramiona, przyglądając
się jej uważnie.
Kobieta
otworzyła usta, jednak zamknęła je po chwili niezdolna do wydobycia z siebie
ani jednego słowa, kiwnęła jedynie głową w stronę rozłożystej czereśni, która
rosła w głębi podwórka, i zaparkowanego w jej cieniu granatowego Mercedesa.
- O kurwa -
jęknęła, czując nieprzyjemne pieczenie w klatce piersiowej.
--------------------------------------------------------------------
* "Bajka o
Miłości i Szaleństwie", autor nieznany, kiedyś usłyszałam ją w kościele na
rekolekcjach, potem udało mi się znaleźć ją przez przypadek w internecie.
** Pidżama Porno
"Nikt tak pięknie nie mówił, że się boi miłości"
*** Rihanna "We found love"
No, muszę przyznać, ze porządki nastraszyłaś poprzedbim piątemu i cały rozdział serce biło mi wyjątkowo mocno :) Zaczęło się wręcz idealnie. Słodkie rozmówki, śmiech, przytulanie... Tak przyjemnie się to czytało :D No i oczywiście Twoje najlepsze na świecie opisy, które powalają oraz zabawne myśli Dominiki :D Kwiat lotosu poważnie rozwala :p Aww, tak uroczo, że się nie dać opisać! :3
OdpowiedzUsuńMyślałam, że będzie gorzej na końcu. To znaczyć nie mówię, że jest dobrze... Ale jak "majtkowie" wspomnieli o Maryli, to od razu pomyślałam, że coś jej się stało, jak Domingo jechała autem, przewidywałm wypadek... No tak, same najczarniejsze scenariusz wymyślam :p Także po przeczyta ostatni zdań... Uspokoiłam się :D Naprawdę!
Rozdział jest GENIALNY. Dodatkowo informacja, iż mama Domi także angażuje się w połączenie dziewczyny z Alanem jest super :)
Teraz czekam na dokopanie Igorowi! *przeczytaj z wielka pogardą w głosie, bo właśnie w takim tonie to piszę*
Czekam na następny z nieskończoną niecierpliwością, bo skończyłaś w takim momencie, że wypadałoby znaleźć gdzieś Twój adres, podbiec pod okno z widłami i pochodnią, a potem wrzeszczeć, że jesteś okrutna i chcemy więcej... ;)
Dostawaj następny szybko! :*
POZDRAWIAM i życzę masy węży! :3
No, muszę przyznać, ze PORZĄDNIE nastraszyłaś poprzedNim POSTEM - tak miało wyglądać to zdanie.
UsuńPrzepraszam za nazwanie bohaterki "Domingo" (swoją drogą, nie mam pojęcia, co to jest...)...
I wcale nie życzę Ci masy WĘŻY, tylko WENY XD
WYBACZ, SŁOWNIK W TELEFONIE ROZWALA MÓZG :P
I właśnie dlatego chciałam poręczenia na piśmie, że nie zrobicie mi krzywdy :)
UsuńSpokojnie, po pierwsze - wiem, że kolejnym rozdziałem całkowicie wynagrodzisz zakończenie; po drugie - nie można Ci zrobić krzywdy, kto wtedy napisałby rozdział?!; po trzecie - Twój adres chyba niezbyt dostępny w internecie ;c :p; po czwarte - cóż to byłbym za rozdział, jeśli nie byłoby ciekawego zakończenia?! :)
UsuńTakże trzymaj się ciepło, a ja żyję w nadziei, że nikt Cię nie dopadnie ;)
Domingo kojarzy mi się z jakimś kojotem???
Usuńa nie czekaj już wiem... DINGO, taki liso-pies.
Boże nie wierzę, że to piszę :)
Węże też mogą być, miałabym czym straszyć mojego Armada, jakby był niegrzeczny i się buntował, nie lubi tych oślizgłych żyjątek :)
Tu będzie mój komentarz, ktory pojawi się jutro <3
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo mi się podobał ! <3
UsuńWystraszyłam się tym poprzednim postem! Ale bardzo fajny rozdział!
hahaha mama Domi jest genialna :D
Czekam na więcej akcji <3 i chcę kolejny równie tak długi, jak ten :D ;*:*:*:
Cieszę się, że długość przypadła ci do gustu. Ja się troszkę bałam, że wyszedł zbyt obszerny, ale to dobrze, że dobrze :)
UsuńAle niespodzianka! Wchodzę w odwiedziny a tu rozdział! :)
OdpowiedzUsuńJak zwykle, chylę czoła i padam na kolana!
Ehh, gdyby taka miłość istniała naprawdę....
A panu z Merolka, niech powie żeby się walił! Domi musi być z Alanem!
Bo oni razem są jak Bolek i Lolek, jak Maurycy i Hawranek, jak Myszka i Miki!! xD
Pozdrawiam i dawaj szybko następny!!! :) :D
Oj tak gdyby taka miłość istniał ...
Usuńcóż tacy mężczyźnie wymarli jak dinozaury :/
O bogowie! Zazdroszczę Dominice T~T
OdpowiedzUsuńNo i Majce! Ja zawsze marzyłam o takim domku i przez pięć lat namawiałam mojego tatę, aby wybudował mi taki na podwórku przed naszym blokiem, a gdy to nie poskutkowało to później namawiałam go, żeby zbudował taki na wsi u moich dziadków. Niestety mój niedobry tatuś odmówił... muszę mu to wypomnieć, ja mojemu dziecku (jeżeli kiedyś się na te zasmarkane szkraby zdecyduje) wybuduje takie coś!
Chlip... to jest okrutne! Czemu ja nigdy nie miałam domku na drzewie? *Idzie się po użalać nad swoim bez-bazowym dzieciństwem*
Jednak... ostatnim razem (kilka lat temu) wspięłam się na szopę u koleżanek (sąsiadek obok działki mojej ciotki), a one miały tam tajną bazę. To trochę dziwne zważywszy, że gdy weszłam do nich na strych i chciałam zejść po drabinie, trzeba było zawołać kogoś dorosłego, bo wpadłam w histerię... a wcześniej skakałam z dachu szopy na cudzą działkę, pod nieobecność właściciela... podsumowując: nawet ja sama siebie nie rozumiem -_-
Wow! Nie boi się pająków... mnie ostatnio zastał jeden w miejscu publicznym. Spuścił się z pajęczyny na środek pokoju, więc Mika od razu znalazła się pod ścianą i płakała, jak głupia. Do czasu, aż miły pan (Irlandczyka po pięćdziesiątce) nie uratował jej ze zdradzieckich sideł pająka i nie wyrzucił go przez okno (nie wspominając, że był pająk maleńki jak pyłek i moja koleżanka go nawet nie widziała).
No, a myszki są słodkie! :3 Ja kiedyś chciałam, jakąś złapać na wsi, ale moja ciotka za każdym razem, gdy jakąś widziała uciekała na meble i darła się w niebogłosy, płoszyła mi w ten sposób myszki... niedobra!
Biedny Alan... no serio, czy facet nigdy nie słyszał o tym, że gdy na początku stara się jak szaleniec, to później Dominika będzie oczekiwać, że zawsze już taki romantyczny będzie? No, a z roku na rok wymagania rosną drodzy panowie! :P
"No właśnie, dlatego powinienem też tam być, a co jeśli zrobi ci krzywdę albo zamknie cię w mieszkaniu i nie pozwoli ci odejść." - Zgadzam się z Alanem w stu procentach! Ja tam bym pana Kapitana do bagażnika wpakowała w razie, czego! Bo temu Kogutowi za grosz nie ufam :/
Skąd Ty dziewczyno wytrzasnęłaś taką fajną bajkę? Ona jest genialna! *-* Niezaprzeczalnie cudowna! No i taka... taka... trafna! To mi przypomina nieco "Abecadło z pieca spadło..." :3
Wytłumaczenie dla szalonej jazdy Majki, zawsze się jakieś tam znajdzie :D Nie wiem, czemu ale gdy czytam o tym, jak Domi siada za kółkiem od razu mam najczarniejsze myśli... ależ ja wierze w jej umiejętności! Po przecież ona umie jeździć... hmm... czemu, nawet ja nie wierze w swoje zapewnienia?
Pani Kapitanowa... genialne!
"Powrót Koguta: Kontr atak!" - taka myśl mnie naszła, gdy przeczytałam o tym mercedesie. Nie muszę być nawet medium, aby się domyśleć, do kogo on należy. Trochę zaskakuje mnie to, że facet do niej przyjechał, a co z jego pracą? Bogowie! Jeszcze praca się obrazi! Szybko wykręć 999! Na pogotowie dzwoń! Igor oszalał! \(OoO)/ Ratunku! Świat się wali! Nie chce umierać tak młodo... T~T
Teraz to ja już widzę oczami wyobraźni, jak to niby skrywa wielce skruszonego i oddanego narzeczonego... ble! Aż rzygać sie chce! Chętnie polałabym go wnętrznościami świni... nie wiem, czemu akurat niej, ale wydaje mi się, że one najbardziej śmierdzą :3
Mam nadzieje, że Domi mu nie zaufa! Nie uwierzy! Oraz przede wszystkim z nim zerwie! Jednakże z drugiej strony... *przekleństwa* Bogowie! Czemu? Czemu ja taka jestem? T~T Domi nie może mu tego powiedzieć! (Sama nie wierzę, że to pisze), bo to wydaje się takie bezduszne, kiedy on przyjeżdża do niej, aby się pogodzić... nie no, Domi nie może być taka zimna, ale... co z jej zniknięciem na noc? Właściwie, kiedy on przyjechał? Czemu został?
Co on... kombinuje? o-O
Wiem, że coś kombinuje!
Musisz, jak najszybciej napisać nowy rozdział, bo ja oszaleje!
Życzę morza weny, góry pomysłów i mnóstwa czasu wolnego!
Bussis! ^^
Tak, tak, nie przywidziało ci się, to Jaśnie Wielmożny Pan Prezes pofatygował się i odwiedził swoją narzeczoną.
UsuńWietrzysz tu jakiś kaprys i boisz się zachowania Dominiki - słusznie, musiałaby mieć kamień zamiast serca, żeby w takim momencie z nim zerwać. Kolejny rozdział rozwieje nasze wątpliwości. Mówię "nasze" ponieważ mam dwa pomysły i jeszcze się waham, które zakończenie wybiorę :)
BAZA PRZED BLOKIEM???
UsuńKlękajcie narody OoO
Mogłabym napisać sto linijek, ale ten rozdział da się określić jednym słowem: WSPANIAŁY! Czekam cierpliwie na następny!
OdpowiedzUsuńP.S Poprzedni także mogę odchaczyć, ale wybacz brak komentarza. Nie mam ostatnio zbyt wiele czasu. :C
Ściskam!
Brak czasu, znam to niestety.
UsuńNie przepraszaj, cieszę się, że jesteś :*
Dobrze, że dominika dokonala wyboru. Myślę, że z Alanem będzie szczęśliwa.
OdpowiedzUsuńCiekawe jak Igor zareaguje na wiadomość, że to koniec związku.
Czekam na kolejny rozdział, bo jestem ciekawa co dalej.
Życzę weny.
Rozdział taki romantyczny <3. Zdecydowanie za piękny :D. Bardzo podobała mi się ta Bajka o Miłości i Szaleństwie, taka prawdziwa :). Rozdział naprawdę wspaniały :*. Alan + Dominika = <3. No nie mogę naczytać się o nich :D. No , ale końcówka...jejku oby tylko dobrze się to skończyło :<. Trzymam kciuki.
OdpowiedzUsuńCzekam na nowy i pozdrawiam! :* I również zapraszam na nowy rozdział :*
xxforeverxxx.blogspot.com
już u ciebie byłam i nawet udało mi się prześcignąć w komentarzach wszystkie twoje wierne czytelniczki :)
UsuńWłaśnie przeczytałam twój komentarz i sprawił mi tak wielki uśmiech na twarzy, dziękuję :*
Usuńojej czyżbym zgadłam - Igorek przyjechał do Dominiki? Co to się stało?
OdpowiedzUsuńRozdział świetny ♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥
Końcówka nie jest taka straszna :) do tego spotkania musiało kiedyś dojść chociaż uważam, że nie będzie ono należało do miłych :/
Maryla chyba się domyśliła, że to Dominika jest z Alanem na kutrze. Coś mi się zdaję, że ona naprawdę spróbuje rozdzielić tą dwójkę...
Pozdrawiam i życzę dużo weny ;**
Ps Kiedy następny?
http://ironiaa-losu.blogspot.com/
nastepny? nie wiem, musze go najpierw napisac, ba w ogole zaczac pisac, bo jeszcze ani sloweczka nie mam, bedzie ciezko bo ostatnio mam mnostwo pracy:(
UsuńHa! Dodałyśmy rozdział tego samego dnia, a ja głupia do Ciebie nie zajrzałam. Przepraszam, bardzo przepraszam, ale ostatnio naprawdę sporo nauki. Przygotowania do egzaminu, sprawdziany, kartkówki... makabra!
OdpowiedzUsuńWiesz, że rozdział jest genialny. Bardzo spodobała mi się "Bajka o Miłości i Szaleństwie". Genialna! Alan to naprawdę cudowny facet. Szkoda tylko, że w realnym życiu takich nie ma. A jeśli są... to na pewno niewiele. Dominika ma wielkie szczęście. Czy to Igor przyjechał pod dom? Oby nie... nienawidzę gościa. A jeśli on, to pogonić go! Nie mogę się doczekać rozwoju sytuacji. Mam nadzieję, że za niedługo pojawi się nowy rozdział. Oczywiście masz swoje życie, więc jak najbardziej zrozumiałe jest to, że nie zawsze możesz pisać.
Czekam na kolejny ;) Przy okazji chciałabym Cię zaprosić na mojego drugiego bloga, trzeci już jest w drodze, pojawi się od połowy marca (wiem, że dziwnie to brzmi xd).
http://destruction-magical2.blogspot.com
Super rozdzialik :-) i serio mam ochotę cie za niego udusić , ale prosiłam zeby tego nie robic wiec może jakoś sie opanuje
OdpowiedzUsuńI prosze dodaj szybko nexta bo ja tu zejdę :-D
Kocham Alana <3
I mnie juz 24 rozdział
nieelitarnaszkola.blogspot.com
Weny !!
Nie! Nie! Nie! Dlaczego w takim miejscu?! Męczy mnie podejrzenie, że z wizytą wpadł Igor. W fajnym momencie, nie ma co ;_;
OdpowiedzUsuńOby Dominika w końcu z nim zerwała i w spokoju mogła być z Alanem. Ten ich wspólny wieczór był taki romantyczny <3
Zaczyna mnie denerwować ta cała Maryla, grr... Po ci miesza się w sprawy Alana i Dominiki, nic jej do tego!
Mam nadzieję, że wszystko się ułoży, a odwiedziny Igora, nie zwiastują niczego złego :)
http://fairytaledreamcloudeen.blogspot.com/
Hej, hej, przepraszam, że tak dawno się nie odzywałam, ale tak wyszło... Jednak czytałam wszystko na bieżąco! Ale dobra, czas powrócić do komentowania. A więc...
OdpowiedzUsuńWiedziałam!
To Igor, prawda? Ja od wieeeelu rozdziałów tylko czekam aż się pojawi i zacznie wszystko komplikować. A po tym, co się ostatnio działo między Alanem i Dominiką, byłoby zbyt pięknie i łatwo, gdyby nie przyszedł taki... taki Igor, no.
Ogólnie wszystko jest takie urocze, jednak już się boję co jeszcze będzie odwalać Maryla, bo wiem, że to nie ostatnia wredna rzecz jaką zrobi. Oj, będzie się działo, prawda?
A tak poza tym - podoba mi się to jak piszesz i zazwyczaj nie mam żadnych uwag, ale albo mi się wydaje, albo gdzieś tam jest napisane ,,zborze" zamiast ,,zboże". Chyba że coś mi się przywidziało, jeśli tak, to przepraszam.
A więc co, do następnego! Mam nadzieję, że będzie niedługo!
Jeśli to Igor przyjechał tym granatowym mercedesem, to okej. Już rozumiem po co na początku ta cała sielanka, całuski, powroty do przeszłości ("a pamiętasz jak...?) i tak dalej. Dużo osób tak postępuje- najpierw budują coś fajnego, żeby później jeszcze fajniej to rozwalić. Spoko. Ale mimo to, było trochę za słodko :) Wybacz, może się nie znam, może po prostu to wina tego, że gustuję w trochę innej literaturze... nie wiem. Ale ogólnie masz dobry styl i dobry słuch- dialogi wypadają nienagannie. Ortografia na plus, interpunkcja też. Czekam na następny.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
http://tea-and-rose.blogspot.com/
Ale on ma wyczucie czasu... :\ Po prostu pozazdrościć. Rozdział świetny <3
OdpowiedzUsuńDlaczego ja jeszcze nie skomentowałam tego rozdziału?! Toż to skandal :D
OdpowiedzUsuńAle już jestem !
Jak cudownie, że Dominika chce skończyć z Igorem, Alan jest dla niej idealny <3
A bajka, którą jej opowiedział była cudowna <3
No i przyjazd IGORA... wiedziałam, że to w końcu nastąpi, ale przez tą sielankę z Alanem, nagle zdziwiło mnie, że to już...?!
Kurczę, co teraz zrobi Dominika?! Mam nadzieję, że bedzie twarda i zerwie z nim! Ale jak to wiadomo, różnie może być..
Uwielbiam Twoje opowiadanie i nie mogę się doczekać następnego rozdziału, który zapowiada się naprawdę emocjonująco...
Mam nadzieję, że pojawi się szybko <3
Pozdrawiam <3
WSTAWIAJ!!! I to jak najszybciej bo juz sie nie moge doczekac :) ale pewnie bedzie tak ze Igor obiecuje poprawe i Dominika do niego wroci :d
OdpowiedzUsuńWow.Igor?!
OdpowiedzUsuńhttp://ever-books-world.blogspot.com/
tak, szanowny pan prezes we wlasnej osobie
UsuńŚwietny rozdział Kochanie! Zakochałam się!
OdpowiedzUsuńAle za tą końcówkę to chyba Ci .. coś zrobię! Jeszcze nie wiem co, ale coś wymyśle. Rozumiem że to Pan Igorek przybył. No już widzę kłótnie i awantury. W sumie.. mam gdzieś w głowie scenę gdzie Igor coś robi, a Alan broni Domi <3 Taki męski Alan.
Urocze, romantyczne chwile Alana I Domi.. opisane po prostu.. pierwsza klasa, nie mam słów. Coś pięknego, normalnie czułam jakbym tam była! Jestem ciekaw jak to się wszystko dalej potoczy.
Czekam jak zawsze no kolejny rozdział z moim mężem Alanem! <3
oj niestety w kolejnym rozdziale nie ma Alanka:( plywa sobie po morzu i łowi rybki, nieswiadomy co go czeka po powrocie
UsuńMatkoboskoczęstochowsko JAK JA KOCHAM BAJKI.
OdpowiedzUsuńUduszę cię za zakończenie, ale pozwalam (a wręcz nakazuję) ci zrobić ze mną to samo.
Chcę "WIENCEJ JUSZ TERAZ" <3
http://opowiadania-zapomnianych.blogspot.com
Super *.* Czekam na kolejny rozdział <3
OdpowiedzUsuńZapraszam również do siebie: rysowanie-z-haniko.blogspot.com
Pozdrawiam,
Haniko
Pełzne do Ciebie. Czaje się za rogiem i przemykam od cienia do cienia tak, żeby nikt nie zauważył, że się skradam. Gdybym zostałam nakryta na podgladaniu twojego bloga to byś mnie zjadła, że nie komentuje! Tak więc wróciłam i postanowiłam wszystko skomentować! Te parę miesiecy, w których cię zaniedybywalam było naprawdę ciężkich, ale teraz wracam i mam zamiar Ci to jakoś wynagrodzić. To może zacznijmy od rozdziału 6 jaki napisałam. A teraz przejdę do tekstu właściwego, bo z pewnością on interesuje Cię bardziej.
OdpowiedzUsuńTen rozdział był przepiękny. Chyba najlepszy jaki udało ci się skleić. Ta randka z Alanem była po prostu idealna. Powiem Ci, że nie jestem wielbicielka filmów romantycznych i żadna ze mnie romantyczka, jednak teraz zapragnęłam mieć tak cudownego chłopaka jak on.
Powiem Ci więcej, tak strasznie sensownego jak Alan. Każdy jego gest, pocałunek, czy choćby słowa są tak naladowane zmyslowoscia, że normalnie robi mi się gorąco przy każdej ich rozmowie o seksie.
Nie mogę się doczekać, gdy już będą razem! O rany tak się cieszę, że nie wiem. Przecież to będzie idealny związek, którego Marylka nigdy nie rozwali. A swoją drogą! Co ten babszytl wyprawia. Coraz mniej zaczyna podobać mi się jej zachowanie.
Moja koleżanka ma na nazwisko Kogut. Zawsze, gdy ją zdeneruję ona mi powtarza "nie draznij Koguta". I o tym właśnie pomyślałam, gdy czytałam ostatni akapit. Bo jak się domyslalam jest to samochód Igora? Żeby się dowiedzieć czytam dalej!
Jak już wszystko nadrobie to obiecuje, że nie znikne. W piątek lecę na Kretę, więc będę miała sporo czasu. Tak, czy siak, podam Ci później mój adres maila, żebyś mogła mnie złapać w każdym momencie. Bo maila sprawdzam cztery razy dziennie, a bloga co dwa dni.
Pozdrawiam, skruszona swoją winą puck
Tak się napalilam, żeby napisać Ci o tej bajce, że zapomniałam! Była przepiękna. Poważnie! Tak mnie poruszyla, że od razu rzuciłam się do drzwi przeczytać ją mojej młodszej siostrze. Zapisze ja sobie gdzieś.
UsuńTeraz już chyba wszystko!
Puck, do jasnej Anielki, czy ty wiesz, ze mam ogromna ochote wziąc i cię puknąc:)
Usuńgdzies ty byla dziewczyno jak cie nie bylo? od zmysłó odchodziłam, naprawde yslalam, ze cie jakies ufo, albo jeszczeco gorszego porwalo, i zeby mi to bylo ostatni raz.
Oooooooooo bo popamiętasz dziobek mewy!!!!!!
"I robisz wszystko żeby zaciągnąć mnie do łóżka" - xD Jaki pewny siebie xD
OdpowiedzUsuńJa też pamiętam jak goniła za tym psem,a potem pieskowi się oberwało, biedna psinka, skrzyczana, bo ona się o mało ze wstydu nie spaliła, bo nie potrafiła się wysłowić xD
Ja też wspominałam chwilę temu (chyba dwa komentarze wcześniej) to zgadywanie imion i Monikę co podała imię Alana na tacy.
Ale już tekst o tym, że to dopiero on pokazał jej co znaczy miłość, to taki stricte z telenoweli, przynajmniej tak brzmiał.
"bez czarnych scenariuszów" - zawsze spotykałam się ze "scenariuszy" i twoja wersja o wiele bardziej przypadła mi do gustu, była taka oryginalna.
"I jak tu ufać ludziom?" - ciekawe pytanie, gdy już Domi pozna odpowiedź, to niech nie zapomni się z tym podzielić.
Pani Wanda mówiła o wieszaniu za jaja, a ja dziś pisałam u kogoś komentarz że "jebałabym bohaterowi jaja przy samej dupie", ale usprawiedliwia mnie, to że facet naprawdę mega irytował. Może pani Wandzia, tak Igorowi... chyba marzenia ściętej głowy, co nie? Ale za marzenia do piekła nie wtrącają, na szczęście xD
To mówienie na pan to w przypadku matek to okazywanie braku sympatii? Muszę to zapamiętać, bo moja matka też mówi na pan mojemu mężowi.
Bajka świetna, chyba przepisze i dzieciakom będę opowiadała. E tam, co będę przepisywała. Najlepiej wydrukuje xD Ale naprawdę mi się podobała.
"powiedziała z troskę w głosie" - z troską
"Moje majtki" - haha xD
To jak przedstawił Dominikę sprawiło, że powinni ją na rękach nosić, bo pensja taka sama, a czasu wolnego więcej. Domi z pewnością u nich zapunktowała i to już tak na stałe.
Okropna ta Maryla, normalnie jak moja pierwsza szefowa. Potrącisz ją samochodem Majki na przejściu dla pierwszych? Tylko bez Majki, niech ręcznego nie zaciągnie, i auto tak samotnie, bo ja nie chcę by Majce się coś stało... ;-(
Czasami piszesz "ze" zamiast "że".
Ten na końcu Merc to Igora, prawda? Już nie mogę się doczekać jego pojawienia.
Jak tak wcześniej gadali o tym śniadaniu na kolacje, to sprawiło, że zaburczało mi w brzuchu i chyba pójdę sobie zrobić frytki. Jeśli przytyje to tobie i jeszcze kilkoro innym pisarzom blogowym wyślę rachunek od dietetyka, bo wy wszyscy tylko tak ciągle o tym jedzeniu, godzinę temu czytałam o pewnym Kasjanie co robił spaghetti (żartuje oczywiście z tym rachunkiem od dietetyka, więc proszę się nie obrażać).
sie-nie-zdarza.blogspot.com
prawdziwa-legenda.blogspot.com