Dominika
weszła do kuchni niosąc w rękach siatki pełne zakupów. Przy stole siedziała
mama rozwiązując krzyżówkę i popijając przy tym niespiesznie kawę.
- O, jesteś już - podniosła wzrok na córkę - Dziecko, jak ty
to przywiozłaś na rowerze? - Wanda była szczerze zdziwiona.
- Niczym Rumunka wracająca z targu, co? - położyła ciężkie
torby na blacie i czując mrowienie w rękach opadła na krzesło.
- Mam dość! - głośno wypuściła powietrze - czuję, że mogę
zawiązywać sznurówki bez schylania się - zażartowała.
- Myślę, ze porządki przełożymy na jutro, ty jesteś zmęczona
a ja mam dziś lenia - przyznała się kobieta.
- Miałam nadzieję, że to powiesz.
- Więc co zamierzasz zrobić z wolnym od pracy popołudniem?
- Zadzwonię do Majki może będzie chciała wyskoczyć na jakiegoś
małego drinka?
- Dobry pomysł, idź dziecko, rozerwij się troszkę. Należy ci
się jak psu buda.
- A może masz ochotę pójść z nami? - zaproponowała.
- Daj spokój. Nie te lata, kochanie!
- Oj nie przesadzaj. Zobaczysz będzie fajnie. - próbowała
namówić mamę na wyjście. - Nie chcę, żebyś sama siedziała w domu.
- Dominika, całymi dniami jestem sama, przyzwyczaiłam się.
Poza tym mówiłam ci, że dopadł mnie dziś okrutny leń. A ty się zbieraj. I żebym
cię nie widziała w domu przed północą! - krzyknęła za wbiegającą po schodach do
swojego pokoju na poddaszu, córką.
Chwilę
czasu zajęło jej znalezienie telefonu. Leżał pod łóżkiem. "No tak,
przecież rzuciłam nim dziś rano po kłótni z Igorem" - przypomniała sobie
rozmowę z narzeczonym - "Dupek" - nerwy buzowały w niej na samą myśl.
Włączyła telefon, na ekranie pojawiły się ich uśmiechnięte
twarze na tle górującej nad nimi piramidy. Zdjęcie zrobione wieki temu, podczas
ich pierwszych wspólnych wakacji, które spędzali w Egipcie.
- Kochany dupek - powiedziała szeptem do zdjęcia. Wybrała
numer Majki. Przyjaciółka odezwała się po dłuższym czasie, kiedy miała już
nacisnąć czerwoną słuchawkę.
- Dom pomocy społecznej, słucham? - powiedziała zdyszanym
głosem. Z oddali dochodził ją płacz rozhisteryzowanego Patryka.
- Majka, co tam się u was wyrabia? - przekrzykiwała
lamentujące dziecko.
- Houston mamy problem. Zaatakowała nas grypa żołądkowa.
- Co?
- JE - LI - TÓW - KA!!!! - darła się do słuchawki.
- AHA, TO ZADZWONIĘ POTEM !!!
- DOBRA!!!
W menu wybrała ikonę koperty i wystukała na klawiaturze
krótkiego smsa "Potrzebujesz czegoś? mogę skoczyć do apteki" i
wysłała do przyjaciółki, w ten sposób prościej było się porozumieć. Po chwili
przyszła odpowiedź "Dziękuję. Tomek kupił leki. Wszystko pod
kontrolą". "Jeśli tak wygląda opanowana sytuacja, to ja jestem
zakonnicą" - powiedziała do siebie.
Usłyszała
delikatne pukanie.
- Proszę
W lekko uchylonych drzwiach stała mama.
- Wszystko w porządku, wydawało mi się, że słyszałam jakieś
krzyki?
- Krzyki? A, tak. Rozmawiałam z Majką.
- Pokłóciłyście się? - kobieta nie kryła swojego zdziwienia.
- Nie, no coś ty. My? Patryk zachorował i strasznie płakał,
żeby cokolwiek usłyszeć musiałyśmy mówić podniesionym głosem. - wyjaśniła.
- A co mu jest? - spytała zaniepokojona.
- Jelitówka.
- Ojej - skrzywiła się - nieprzyjemna sprawa.
- Nie ma to tamto. - przyznała jej rację.
- Ale chyba nie zrezygnujesz z pójścia na miasto?
- Nie. Za bardzo za nim tęskniłam. - powiedziała
uśmiechnięta.
- I to mi się podoba. Zbieraj się kochanie. - pocałowała ją
w czoło.
- A ty co zamierzasz robić jak wyjdę?
- Wieczorem leci w telewizji "Madagaskar". -
puściła oczko do córki.
- "Madagaskar"? Mamo przecież to bajka - rozbawiła
ją.
Kobieta wyprostowała się, zrobiła poważną minę i grożąc jej
palcem powiedziała stanowczym głosem
- To nie jest zwykła bajka. - wybuchnęła śmiechem i zniknęła
za drzwiami.
Dominika siedziała jeszcze chwilkę na łóżku zdezorientowana
zachowaniem mamy. "Całe życie z wariatami" westchnęła i poszła pod
prysznic.
Miała
ochotę zrobić się na bóstwo, wyjść z domu i najzwyczajniej w świecie przejść
się po promenadzie, jak gdyby była królową spacerującą po swoich włościach.
Nałożyła na twarz cieniutką warstwę podkładu, by zakryć drobne piegi, które
pojawiały się za każdym razem, gdy przedawkowała słońce. Podkreśliła oczy
delikatnym pudrowym cieniem oraz dwoma warstwami tuszu, lubiła mieć długie,
wyraźnie pogrubione rzęsy. Czuła się wtedy bardziej kobieca i pewna siebie.
Ubrała krótkie, dżinsowe szorty, których nogawki zdobiły liczne przetarcia. Na tylnej
kieszeni miała wyhaftowanego czarnymi nićmi małego motylka.
Do spodenek idealnie pasowała biała koronkowa bluzeczka bez
rękawów. Otworzyła pudełko z biżuterią. "Jak to dobrze, że je ze sobą
zabrałam" - pomyślała wyciągając ze szkatułki długi naszyjnik, na końcu
którego kołysała się duża kotwica. "Idealnie" - powiedziała do siebie
spoglądając w lustro. Usta umalowała błyszczykiem w kolorze jasnego,
delikatnego różu.
Rozczesała kasztanowe włosy szeroką szczotką. Sięgały jej do
pasa, były gęste i proste. Zdecydowała ich nie związywać, lubiła kiedy
rozwiewał je wiatr.
Z kosmetyczki wyciągnęła malutki różowy flakonik. Zapach
piżma, niezapominajki oraz aromat kwiatu pomarańczy rozszedł się po pokoju,
kiedy spryskiwała miejsca za uszami oraz wewnętrzną stronę nadgarstków. To były
jej ulubione perfumy, których używała tylko na specjalne okazje. "Dziś
jest właśnie taki dzień. Wyjątkowy". Na stopy nałożyła niskie, skórzane
gladiatorki.
- Jak wyglądam? - zeszła na dół zaprezentować się mamie
- Jak milion dolców!
- No już nie przesadzaj - przewróciła oczami - to ja się
zbieram.
- I prawidłowo, leć i baw się dobrze. Weź tylko parasolkę,
bo na wieczór zapowiadali ulewy.
- Daj spokój, na niebie nie ma ani jednej chmurki, a poza
tym nie mam gdzie jej schować.
- Żebyś potem nie mówiła, że cię nie ostrzegałam - udawała
obrażoną.
- A żebyś ty potem nie mówiła "A nie mówiłam" -
przedrzeźniała mamę, nieudolnie naśladując jej głos. Pocałowała ją w policzek i
wyszła.
W taką
pogodę grzechem było siedzieć w domu. Na jasnobłękitnym niebie, nie gościła ani
jedna chmurka. Słońce świeciło z całych
sił rozpieszczając plażowiczów. Dominika szła uśmiechnięta przez ulice miasta.
Od czasu do czasu przystawała, by porozmawiać z bliższymi i dalszymi znajomymi.
Ludzie tu byli serdeczni i życzliwi.
"Nie to co w Warszawie, tam każdy każdemu wilkiem, cały
czas pośpiech, gonitwa za pracą pieniędzmi. A jak się uśmiechniesz do obcego na
ulicy to od razu mają cię za wariata" - myślała. To była jedna z wielu
rzeczy, za które nie lubiła stolicy.
Promenada
jak zwykle pękała w szwach pełna. Szła przed siebie wśród tłumu zakochanych par oraz rodzin z dziećmi. Była
szczęśliwa. Po dłuższej chwili spaceru oparła się o drewnianą barierkę
przyglądając się spokojnej wodzie. W oddali zobaczyła płynący statek. Strzępki
rozmów za nią jakby ucichły, dziecięcy śmiech ustąpił miejsca szumowi fal. Była
tylko ona i morze. Lubiła takie chwile kiedy mogła pomyśleć w spokoju czy
powspominać stare czasy. "Na starość robię się sentymentalna" -
pomyślała.
"Ciekawe
co robi Igor? Czy chociaż trochę za mną tęskni, a może jest szczęśliwy, pracuje do woli i nikt mu nie zawraca gitary?
Chyba raczej to drugie - przyznała niechętnie w myślach. "Taki zięć jest
marzeniem każdej kobiety. Kulturalny, odpowiedzialny, inteligentny a do tego
przystojny i bogaty. Tyle że mama chyba za nim nie przepada, pewnie ma żal do
niego, że mnie zaniedbuje i poświęca tak mało czasu" - próbowała
wytłumaczyć sobie dystans jaki dało się między nimi wyczuć. "A może po
prostu spędzili ze sobą zbyt mało czasu, pewnie gdyby mama go lepiej poznała od
razu zmieniłaby do niego nastawienie. Szkoda tylko, że on nie daje się poznać.
Zamiast być tu ze mną siedzi w tej pieprzonej Warszawie i pracuje od rana do
nocy. Ale jakby nie patrzeć to wolę, żeby był pracoholikiem niż nierobem.
Chociaż sama już nie wiem, co jest gorsze".
- Radziłbym uciekać, zaraz będzie padać - usłyszała za sobą
męski głos.
Odwróciła się zaskoczona. Zobaczyła mężczyznę spotkanego
dziś rano na plaży, przed którym tak strasznie się wygłupiła. Stał wyprostowany
z rękami złożonymi na piersiach, uśmiechając się serdecznie. Po dłuższej chwili
spojrzała w górę, jak gdyby dopiero dotarł do niej sens jego słów. Błękit nieba
zasłaniały ciężkie, granatowe chmury. Zrobiło się ciemno. Wiatr był na tyle silny, że bez trudu gięły
się pod jego naporem wysokie drzewa. Dookoła nie zauważyła żywej duszy. Jeszcze
do niedawna zatłoczona promenada teraz przypominała bezludną wyspę. Było zimno.
Trzęsła się, a na rękach miała gęsią skórkę.
- Dziękuję, trochę się zamyśliłam - odpowiedziała
przygryzając dolną wargę.
- Nie stójmy tak, zaraz lunie deszcz - poganiał ją - co
powiesz na gorącą czekoladę?
Ulewa wisiała w powietrzu. Wystarczyło kilka sekund by
pierwsze krople deszczu spotkały się z wysuszoną słońcem ziemią.
- Mieszkam niedaleko, powinnam zdążyć wrócić nim zacznie
padać.
Nie odpowiedział nic, patrzył tylko na nią w dziwny sposób,
uśmiechając się łobuzersko. Była zdezorientowana tą ciszą z jego strony. Nie
wiedziała jak powinna się zachować. "Co jest grane?" pomyślała.
W tym momencie poczuła na swoim czole dużą, zimną kroplę
rozpoczynającą ulewę. Pisnęła głośno spoglądając w niebo. Mężczyzna podbiegł do
niej śmiejąc się w głos. Bez oporów złapał ją za rękę i pociągnął w stronę baru
"Heaven".
- A nie mówiłem?
Będziesz kiedyś znaną pisarką, piszesz tak bardzo klasycznie, a jednak powiewa nowoczesnością. Wzmianka o "Madagaskarze" rozbawiła mnie tak samo jak jelitówka, nie wiem dlaczego. Pięknie :)
OdpowiedzUsuńOby twoje przeczucie cię nie zawiodło :) fajnie jest pisać tym bardziej czytając tak pozytywne komentarze. Pozdrawiam serdecznie
UsuńHej :)
OdpowiedzUsuńJa również u Ciebie przeczytałam wszystkie rozdziały, które strasznie nakręciły mnie na ciąg dalszy :)
Tak samo jak poprzedniczka rozbawiłam się na momencie z madagaskarem :D
Będę wpadać częściej :)
P.S. ja również obserwuję :)
czarnystroz.blogspot.com
BOŻE! Przeczytałam całe...Ale się wciągnęłam!
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę :) takie komentarze są bardzo motywujące :)
UsuńJezu nawet nie zauważyłam że to (mam nadzieję że narazie ;) ) ostatni rozdział! Świetne w stylu oraz w prostocie! Dawno nie czytałam czegoś takiego...
OdpowiedzUsuńŻyczę weny i czekam na więcej :D
- http://opowiadania-zapomnianych.blogspot.com
Jeju ale to trzeba mieć talent żeby tak ładnie napisać i żeby tak wciągnęło!
OdpowiedzUsuńBrawoo czekam na następny rozdział :)
Zapraszam do mnie : http://lukseer.blogspot.com/
Nadrobiłam dwa rozdziały (zresztą jak zawsze, czytam z opóźnieniem, niestety brak czasu).
OdpowiedzUsuńTreść oczywiście napisana perfekcyjnie, w dobrym stylu. Zazdroszczę. :P Mieć taki talent, i jeszcze dobrze go wykorzystać. Gratuluję. :D
Fajny wygląd bloga interesująco piszesz.Nie będę się zbytnio wyróżniać i też powiem bo się wciągnęłam w to..Nie brakuje ci wyobraźni i dobrze !
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam na bloga : http://lukseer.blogspot.com/
No pięknie, jak ja uwielbiam to czytać. ;) Znowu jestem zaskoczona, pięknie napisane, cudownie się czyta ;).
OdpowiedzUsuńPozdrawia Anka
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńBardzo miły rozdział :) Czyta się go lekko i przyjemnie. Bardzo zabawny. Wzmianka o "Madagaskarze" najlepsza :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
http://ourangelsalwaysfall.blogspot.com/
Mnie twój styl budowania zdań się podoba, świetne opisy, ale już za dużo wspominania jednego i tego samego - Dominiki myśli się powtarzają, w każdym rozdziale to samo, to już zaczyna robić się nudne. No ale w końcu pojawił się zapewne Alanek i wprowadzi trochę życia do tego opowiadania. Z niecierpliwością na to czekam.
OdpowiedzUsuńTeraz tylko ogarnę zwiastun na swojego bloga i około 13 tutaj wrócę po kolejne 2-3 rozdziały. Dodam cię też u siebie w polecanych, bo właśnie do mnie dotarło, że to jedyne opowiadanie pisane nie narracją pierwszoosobową, które mi się na tyle dobrze czyta by tu zostać na dłużej, reszta mnie meczyła stylem i masą powtórzeń.
No i kolejne spotkanie ale nadal mnie baradzo ciekawi kom on jest w koncu jej pies wydawal sie go znac.EWA
OdpowiedzUsuńTalent masz i to bezdyskusyjnie. Budujesz zdania profesjonalnie, unikasz powtórzeń, są zgrabne przejścia. Trochę denerwuje mnie ta szablonowość, ale mam nadzieję, że ona z czasem zniknie by nie było nudno. Mówiąc szablonowość mam na myśli Majka zawsze pusta trzpiotka, bez żadnych przebłysków inteligencji, Dominika mol książkowy bez żadnego życia i powera w sobie, na dodatek taka wstydliwa dziewczynka, którą onieśmiela zwykły przystojniak. Cóż może ten Alan (po zdjęciach z zakładki bohaterów wyczarowałem imię) nie jest taki zwyczajny, a ja jestem mężczyzną więc nie dostrzegam jego uroku osobistego, który niewątpliwie posiada. Wracając do szablonowości: Matka bez żadnych błędów wychowawczych i zadr na koncie serca córki, Igor zły do szpiku kości, skoro nawet się nie zainteresował czy jego narzeczona cała i szczęśliwa dojechała do domu. Jednak Igora szablonowość rozumiem, bo tacy ludzie naprawdę się zdarzają, który nie widzą nic poza czubkiem własnego nosa i własnym portfelem, czy też stanem konta w banku.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że teraz nie zrobisz z Alana herosa, który zawsze jest dobry, uczciwy, spokojny i pracowity, bo to by była konkretna i wysoko w chmurach utopia.
Zapraszam do mnie:
"Jabłka i śniegi" (romans)
www.j-i-s.blogspot.com
"Sierociniec przy cmentarzu" (fantastyka)
www.w-sierocincu.blogspot.com
"Miejskie opowieści" (obyczajówka)
www.miejskie-opowiesci.blogspot.com
Pewnie się powtarzam, ale wszyscy mają rację.
OdpowiedzUsuńMasz wielki talent. :)