Wpadli zdyszani i cali mokrzy do
małego baru na skraju plaży. Wszystkie oczy siedzących w środku gości zwróciły
się w ich stronę, przyglądając się im z zaciekawieniem. Mężczyzna zmierzwił
rękami włosy otrzepując z nich kropelki deszczu.
- Usiądźmy, bo zaraz nie będzie gdzie szpilki włożyć - powiedział,
spoglądając na zewnątrz przez szklane drzwi. W stronę baru biegła grupka ludzi,
zasłaniając się nieudolnie przed deszczem. Jedni kocami, inni częściami
garderoby. Zabawne, nikt nie miał ze sobą parasola. "Kolejny raz pogoda
zaskoczyła plażowiczów"- pomyślała sarkastycznie.
- Małomówna dziś jesteś - zaśmiał się ciągnąc ją w głąb
pomieszczenia. Dopiero teraz zorientowała się, że przez cały czas trzyma ją za
rękę. Ale nie tak, jak się trzymają przyjaciele, czy jak mama dziecko, ale w
taki sposób jak to robią zakochani w sobie ludzie. Ich palce przeplatały się,
czuła ciepło jego silnej i szorstkiej dłoni. Szła za nim, pozwoliła by ją
prowadził. "Dlaczego mu na to pozwalam?" pomyślała i nieświadomie
ścisnęła mocniej jego dłoń. Odwzajemnił gest odwracając głowę w jej stronę z
promiennym uśmiechem na twarzy. "Kurwa, co ja wyrabiam?". Zatrzymał
się przy małym, okrągłym stoliku w rogu sali. Niechętnie puścił jej rękę,
odsuwając przed nią krzesło.
- Usiądź, proszę. - powiedział uprzejmym głosem.
Nie spodziewała się takiego gestu z jego strony. Nie
wyglądał na mężczyznę, któremu zasady savoir vivr`u były znane choć w małym
stopniu.
- Dziękuję - powiedziała cichym głosem, rumieniąc się.
Niemal równocześnie spojrzeli przez okno. Wiatr rozhulał się
na dobre, wyginając bez trudu biało-czerwone parasole coca-coli stojące na
tarasie. Było ciemno, a przez gęsto spadające na ziemię krople nie było nic
widać.
- Chyba powinnam ci podziękować - powiedziała odrywając
wzrok od zawieruchy panującej na zewnątrz.
- Daj spokój, pewnie prędzej czy później byś się
zorientowała - zaśmiał się.
- Obawiam się, że raczej później. - wykrzywiła usta.
- Naprawdę nie zauważyłaś, że zbiera się na burzę?
W odpowiedzi pokręciła przecząco głową.
- Pewnie jest ci zimo. - spojrzał na jej gęsią skórkę na
rękach - Zaraz wracam - wstał i
skierował się w stronę baru.
Patrzyła
jak oddala się niespiesznym krokiem. Był wyprostowany i pewny siebie. Mokra
koszulka opięła idealnie wyrzeźbione ciało. Daleko mu było do kulturysty, ale
do wątłych chłopców też nie należał. Miał na sobie luźne, poprzecierane dżinsy
i wysokie, ciężkie buty. Nie potrafiła oderwać od niego wzroku, jak gdyby bała
się, że zniknie kiedy spojrzy w inną stronę. Ludzie, których mijał wstawali z
krzeseł, ściskając mu dłonie i klepiąc po plecach. Musiał być bardzo lubiany.
Podszedł do baru. Młody chłopak za ladą, naprężył się jak struna wypinając do
przodu pierś, poczym zbliżył do głowy dłoń salutując. "Co to ma
znaczyć?" - pomyślała zdezorientowana, przyglądając się tej scenie.
Mężczyzna miał niezadowoloną minę, gestykulował żywo rękami, musiał mu coś
tłumaczyć. Barman wypuścił powietrze, stanął luźno i zaczął nabijać na kasę
zamówienie.
- Mam
nadzieję, że nie jesteś na diecie - przyznał wracając do stolika.
- Spokojnie, jestem raczej z tych dziewczyn, które chciałyby
nabrać troszkę ciałka - zaśmiała się promiennie.
- W takim razie będziesz miała okazję, bo szykuje się
prawdziwa bomba kaloryczna.
- Brzmi pysznie - powiedziała oblizując wargę.
- Więc... - urwał w pół słowa zakłopotany, wybuchnął cichym
śmiechem, kręcąc z niedowierzaniem głową.
"O co mu chodzi? Co go tak rozbawiło?" Poczekała
chwilę, aż podejmie przerwany temat, ale on tylko przyglądał się jej tajemniczo.
- Więc...? - ponagliła z ciekawością.
- Wstyd się przyznać, ale właśnie chciałem się zwrócić do
ciebie po imieniu i zorientowałem się, że go nie znam. - powiedział wpatrując
się w podłogę.
"Ciesz się i tak byłeś szybszy ode mnie" -
pomyślała.
- Wtopa co? Ale
przyznam, ze bardzo chciałbym je poznać - podniósł na nią niebieskie,
roześmiane oczy.
- To teraz, drogi panie, będzie musiał się pan mocno
namęczyć, żeby je odgadnąć - powiedziała zalotnie.
- To znaczy, że nie zamierzasz mi po zdradzić?
- Nie, ale mogę dać ci jedną podpowiedź.
- Jedną? Zawsze są trzy - powiedział oburzony.
- Dobrze, niech będą trzy i tak ci to nic nie pomoże.
Mężczyzna pochylił
się w jej kierunku, oparł głowę na splecionych dłoniach, patrząc jej
prosto w oczy. Jego wzrok magnetyzował.
- Zagramy o coś?
Usiadła na skraju krzesła, przybierając tą samą pozycję co
on. Ich twarze dzieliło kilka centymetrów. Widziała każdy, najdrobniejszy
szczegół. Delikatną bliznę nad lewą brwią czy mały pieprzyk na prawym policzku.
Widziała swoje odbicie w jego błękitnych, roześmianych oczach.
- O co?
- O twój numer.
- Stoi - zgodziła się bez wahania - to znaczy umowa stoi.
Wyciągnęła rękę w jego stronę by dobić targu. Uścisnął ją.
- Zastanów się dobrze, masz tylko trzy podpowiedzi. -
powiedziała z chytrym uśmiechem.
- Dobrze, nie traćmy czasu, bo naprawdę bardzo bym już
chciał mieć twój numer - powiedział pewny siebie.
- Zaczynaj.
- Czy to jest imię polskie?
- Tak.
Zastanowił się chwilę.
Napięcie
jakie było między nimi do tej pory, jak gdyby się rozpłynęło. Nie czuła się
spięta, ani zestresowana. Śmiali się i żartowali jak najlepsi przyjaciele,
którzy nie widzieli się od lat.
- Na jaką literę się zaczyna?
- Na D. Pragnę ci przypomnieć, że została ci ostatnia
podpowiedź - zaszczebiotała radośnie.
- Na D tak? Na D? - powtarzał przyglądając się ulwie za
oknem. - Na D...
Nie mogła oderwać od niego wzroku. Jego twarz była
niesamowita. Charakterna i wyrazista, o mocno zarysowanym podbródku.
Kilkudniowy zarost dodawał mu męskości, której i tak miał zanadto. Łatka
"niegrzecznego chłopca" pasowała do niego idealnie.
Rzęsy rzucały cień na policzki, a kąciki ust unosiły się w
lekkim półuśmiechu.
Odwrócił się w jej stronę wyraźnie rozbawiony.
- Czy to imię ma siedem lub więcej liter?
Dominika teatralnie schowała ręce pod stół, licząc na
palcach litery swojego imienia. Nigdy nie pamiętała czy jest ich siedem czy
osiem.
- Tak.
- Dominika - odpowiedział niemal natychmiast, czekając na
jej reakcję.
- Jak do tego doszedłeś- nie ukrywała zaskoczenia. Naprawdę
była zdziwiona.
- To proste. Znam tylko cztery imiona zaczynające się na tą
literę: Daria, Dorota, Dagmara i Dominika. Kiedy odpowiedziałaś na ostatnią
podpowiedź wyeliminowałaś dwa pierwsze, mają mniej niż siedem liter, więc
została mi już tylko Dagmara i Dominika.
- Więc czemu postawiłeś akurat na to?
- Bo moja kuzynka nosi to samo imię i jest równie piękna jak
ty - powiedział przeszywając ją spojrzeniem.
- Jeśli to był komplement to bardzo dziękuję.
- Zawsze do usług, Dominiko - zaśmiał się, wyjmując z
kieszeni telefon. -Możesz dyktować, jestem gotowy.
- Sama to zrobię - wyrwała mu go z ręki i wpisała
pospiesznie numer wciąż będąc w szoku. Była pewna, że sobie nie poradzi z
zagadką. A jednak. "Nie dość, że przystojny, to jeszcze inteligentny.
Czysta rozpusta." - pomyślała.
Wyciągnęła dłoń w jego stronę - Więc żeby formalności stało
się zadość, Dominika, miło mi.
- Mnie również - uścisnął jej dłoń, śmiejąc się z nadąsanej
miny dziewczyny. - Ale sposobem mnie nie weźmiesz.
- Miałam nadzieję, że złapiesz się na tą sztuczkę i
odruchowo się przedstawisz.
- Nie, nie moja droga, ja się musiałem solidnie namęczyć,
więc teraz twoja kolej.
- No dobra niech ci będzie. Te same zasady, tylko o co tym
razem gramy?
- O randkę.
- O, na pewno nie. O randkę nie gram - powiedziała
stanowczym głosem - ale o spacer z chęcią - zaśmiała się.
- Może być, to i tak jedno i to samo.
Rozmowę
przerwała kelnerka, która podeszła do ich stolika kołysząc zalotnie biodrami.
Krótkie blond włosy uczesała w modnego irokeza. Oczy podkreśliła czarnym
cieniem i grubą kreską. Cerę miała gładką, porcelanową. W prawym uchu nosiła
kilka błyszczących kolczyków. Brew i dolną wargę również miała przekłutą. Spod
kołnierzyka bluzki wystawał fragment tatuażu. Na nadgarstku nosiła szeroką bransoletkę
nabitą ćwiekami.
Hojnie obdarzona przez naturę nie kryla swoich wdzięków.
Dekolt bluzki był stanowczo za głęboki. Gdyby się tylko chciało można by bez
trudu dostrzec kokardkę między miseczkami czarnego stanika.
Postawiła przed nimi wysokie szklanki z gorącą czekoladą i
bitą śmietaną. Usilnie próbowała zwrócić na siebie uwagę mężczyzny, pochylając
się zbyt mocno w jego stronę. "Widocznie oprócz biustu nie ma nic innego
do zaoferowania" - pomyślała obserwując nieudolny podryw kelnerki, która
była wyraźnie niezadowolona z obecności innej kobiety przy tym stoliku.
Mężczyzna nawet na nią nie spojrzał. Wzrok miał utkwiony w Dominice. Zachłannym
wzrokiem obserwował każdy jej ruch, każde mrugnięcie, jak gdyby miał nie
oglądać tego nigdy więcej.
- Masz jeszcze na coś ochotę, Alan? - kelnerka przerwała
niezręczną ciszę.
Dominika przygryzła dolną wargę, uśmiechając się zalotnie.
"Alan, w życiu bym nie zgadła" - pomyślała i w duchu podziękowała
kelnerce.
Mężczyzna rzucił przed siebie krótkie "Dziękuję"
nie patrząc na nią.
- Gdybyś czegoś potrzebował to ...
- Dziękuję - przerwał jej stanowczym głosem. Była
niepocieszona, zabrała tacę i odeszła w stronę baru, przygarbiona z nadąsaną
miną. Już nie kołysała biodrami.
- Alan, tak? - zaśmiała się Dominika
- Nici z randki?
- Przykro mi, - rozłożyła ręce wzruszając ramionami - ale
spacer nadal aktualny.
- Czyli wszystko w jak najlepszym porządku.
Upiła mały łyk czekolady. Była pyszna, słodka i gorąca.
"Czy ja z nim flirtuję?" Nad głową zapaliła jej się czerwona
żarówka z napisem "Igor". Przy
Alanie kompletnie zapomniała o narzeczonym. "A zresztą. Nie robię nic
złego. Tylko rozmawiamy" - wytłumaczyła się sama przed sobą.
- Więc... - wyciągnął rękę w jej kierunku - Alan, miło mi.
- Dominika - uśmiechnęła się promiennie i uścisnęła jego
dłoń. Kolejny raz przeszły ją dreszcze.
Kelnerka przyglądała się im zza baru. Widocznie była
niezadowolona, takim obrotem sytuacji. Swój gniew wyładowywała na Bogu ducha
winnej ściereczce. Gniotła ją i wykręcała. "Pewnie sobie wyobraża, że to
moja głowa" pomyślała.
- Gdyby ta dziewczyna za barem mogła zabijać wzrokiem, już
bym nie żyła - powiedziała wskazując na nią głową.
- To Monika. Od dłuższego czasu zabiega o moje względy. Muszę
być dla niej oschły i stanowczy. Nie chcę, żeby sobie robiła niepotrzebnie
nadzieję. Nie potrafi zrozumieć, że nie jest w moim typie.
- A jaki jest twój typ? - zapytała niby od niechcenia, choć
ciekawość paliła ją od środka. Wzięła kolejny łyk, odwracając od niego wzrok,
nie chciała, żeby widział jak bardzo jej zależy na odpowiedzi.
- Nie lubię wulgarnych dziewczyn, zbyt mocno eksponujących
swoje wdzięki. Wolę wrażliwe i subtelne, ale żeby też potrafiły tupnąć nogą i
sprowadzić mnie na ziemię. Takie, które wiedzą czego chcą i mają swoje zdanie.
Wiesz idealna kobieta musi mieć "to coś". Poza tym wolę szatynki -
uśmiechnął się kierując wzrok na jej włosy - Mogę cię o coś zapytać?
"O nie, tylko nie pytaj o moje wyobrażenie idealnego
mężczyzny, bo będę musiała opisać ciebie" - pomyślała spanikowana, kiedy
dotarło do niej jak bardzo jej się podoba. Zna go zaledwie kilka chwil, a
potrafił ją oczarować do tego stopnia, że zapominała przy nim o bożym świecie.
Mogłaby tu siedzieć z nim do późnej nocy i rozmawiać o byle czym. Ma wszystko
to co ceni sobie u mężczyzn. Jest inteligentny, zabawny, szczery, stanowczy a
do tego dobrze zbudowany i przystojny.
- Pytaj - zdobyła się na odwagę. "Raz kozie
śmierć".
- Nigdy wcześniej cię tu nie widziałem. Nie jesteś stąd,
prawda?
- I tak i nie - zaśmiała się z ulgą, że nie jest to pytanie,
którego się spodziewała.
- To się tak da?
- Da. Urodziłam się tu, a po maturze wyjechałam do Warszawy
na studia. Wtedy troszkę się buntowałam. Byle być jak najdalej od domu.
Chciałam udowodnić wszystkim, że sobie poradzę, że jestem odpowiedzialna i
niezależna. Szybko zrozumiałam, że to był zły pomysł. Praktycznie codziennie
dzwoniłam do mamy z płaczem, siedząc na spakowanych walizkach, gotowa do
powrotu, ale ona zawsze umiała mnie pocieszyć. Dzięki niej skończyłam studia,
dostałam pracę i jakoś przywykłam. Tu przyjeżdżam co roku, pomóc jej w
prowadzeniu pensjonatu "Demeter". Uczę w szkole, więc wakacje mam zawsze wolne. - opowiedziała
pokrótce.
- Jesteś nauczycielką?
- Jawohl!
- Nie mów, że uczysz niemieckiego?
- A co to źle? - rozbawił ją swoją reakcją
- Nie, ale z tym przedmiotem zawsze było mi pod górkę. Na
szczęście profesorka miała do mnie słabość i często przymykała oko. Pewnie
wszyscy uczniowie się w tobie podkochują i rysują serduszka w zeszytach z twoim
imieniem.
- Moich uczniów bardziej interesują klocki i resoraki. -
zaśmiała się - uczę dzieci w nauczaniu początkowym. Ale od września dostanę
starszą grupę, także jest szansa na jakiś mały romans - powiedziała udając
rozmarzoną. - Starczy o mnie. Teraz twoja kolej.
- Cześć, jestem Alan, mam 28lat i jestem rybakiem - zaczął
jakby był na spotkaniu grupy terapeutycznej, rozbawiając Dominikę, do tego
stopnia, że mało nie zakrztusiła się czekoladą. - W porządku?
- Tak, ostrzegaj następnym razem - zaśmiała się.
- Dobrze teraz możesz pić spokojnie, obiecuję, że nie będę
żartował, bo w sumie nie ma z czego.
- Nie rozumiem?
- Życie mnie nie oszczędzało. Miałem naprawdę ciężkie
dzieciństwo, jeśli można to tak nazwać. Moi rodzice zginęli w wypadku
samochodowym, kiedy miałem 5lat. - Opowiadał zapatrzony w szklankę z czekoladą.
Obracał ją niespokojnie w dłoniach. Wspomnienia wyraźnie go bolały. - Znalazłem
się pod opieką ciotki. Mimo że samej ciężko było jej związać koniec z końcem,
zaopiekowała się mną. Mieliśmy tak naprawdę tyko siebie. Widząc, w jak trudnej
byliśmy sytuacji materialnej postanowiłem rzucić szkołę. Nie miałem wyboru.
Musiałem szybko dorosnąć. Przyjąłem się do pracy w tartaku, zarabiałem marne
grosze, ale lepsze to niż nic. Po jakimś czasie wyjechaliśmy do Anglii, znajomy
ciotki załatwił nam pracę. Nie było innego wyjścia. Tam trochę odżyliśmy.
Odkładaliśmy jak najwięcej, żeby móc tu wrócić. Po kilku latach uskładała się
ładna sumka pieniędzy. Decyzja o powrocie była spontaniczna. Rano rozmawialiśmy
o tym, że starczyłoby na rozkręcenie własnego biznesu a kolejnego dnia
siedzieliśmy już w samolocie. Nawet nie wiesz jaki byłem wtedy szczęśliwy. -
podniósł na nią szklący się wzrok.
- Tak mi przykro. - Tyle tylko zdołała powiedzieć. Czuła jak
łzy napływają jej do oczy, mrugnęła kilka razy, starając się opanować.
Odnalazła jego dłoń, ścisnęła ją mocno, dodając mu tym samym otuchy. Chciała go
przytulić, ale powstrzymała się.
- Niepotrzebnie. To mnie wiele nauczyło. Już wiem, że
człowieka nie da się tak łatwo złamać. - powiedział przyglądając się ich
splecionym dłoniom. Dominika śledziła jego palec, który kreślił na jej skórze
małe kółeczka.
- A teraz czym się zajmujesz?
- Teraz jestem bardzo szczęśliwy - powiedział patrząc jej
prosto w oczy - Pracuję na kutrze łowiącym ryby dla przetwórni.
- Nie jesteś chyba zwykłym rybakiem? Widziałam jak
zachowywał się na twój widok chłopak za barem.
- Miałem nadzieję, że umknęło to twojej uwadze.
- Więc?
- Na kutrze pracuje siedmiu chłopaków, Darek - wskazał na
barmana - należy do ekipy. Jest najmłodszy. Dorabia sobie tu, kiedy przetwórnia
nie ma zamówień. Wszyscy jesteśmy równie ważni i potrzebni. Nie liczą się
stopnie. Mamy pracę do wykonania i tego się trzymamy. Nie ma podziałów na
lepszych czy gorszych. Poza tym przyjaźnimy się.
- Czyli nie jesteś kapitanem?
- Nie, chyba nie, choć chłopaki za takiego mnie uważają.
Fakt, mam więcej obowiązków i to mi się obrywa kiedy coś pójdzie nie tak, ale
żeby od razu kapitanem? - zaśmiał się - Nie lubię tego słowa.
Rozmowę
przerwała kelnerka. Podeszła do ich stolika głośno odchrząkując. Patrzyła z
niedowierzaniem na ich splecione dłonie. Alan ścisnął ją mocniej, by nie mogła
mu się wyrwać.
- Czy czegoś sobie państwo życzą? - rzuciła nieuprzejmie,
przy czym słowo państwo, jakby nie chciało przejść jej przez gardło
- Masz jeszcze na coś ochotę... skarbie? - zapytał mrugając
porozumiewawczo.
- Nie, kochanie, myślę, że już będziemy się zbierać,
przestało padać. - powiedziała uśmiechając się zalotnie.
Monika zabrała ze stolika puste szklanki po czekoladzie.
Popatrzyła na Alana z wyrzutem i odeszła w stronę baru.
- Dziękuję, to jej dało do myślenia.
- Mam nadzieję, że nie zrobi sobie laleczki woo-doo z moja
podobizną.
- Nie, ale nie zdziwiłbym się gdyby porysowała mi lakier,
albo poprzebijała opony. - zaśmiał się - To co zbieramy się?
Wyszli na
zewnątrz. Deszcz przestał padać, a urywające głowy wietrzysko, ustąpiło miejsca
rześkiemu wietrzykowi. Czarne niebo rozjaśniały nieśmiało błyszczące gwiazdy.
"Nawet nie zauważyłam, kiedy się ściemniło."
- Dziękuję Alan, naprawdę świetnie się bawiłam.
- Podziękujesz jak dojdziemy do domu. Chyba nie myślałaś, że
puszczę cię samą?
- Nie chcę ci sprawiać kłopotów.
- To żaden kłopot, słowo harcerza - powiedział podnosząc w
górę dwa palce
- Harcerza, którym pewnie nigdy nie byłeś - zaśmiała się.
- A czy to ważne? - zapytał przewracając oczami - Chodźmy. -
i nie czekając na nią ruszył w stronę domu Wandy.
- Skąd wiedziałeś, że powinniśmy iść właśnie tędy - zapytała
doganiając go.
- Przecież mówiłaś, ze pensjonat mamy nazywa się
"Demeter" tak? - zmyślił na poczekaniu.
- Racja - przyznała, choć wiedziała, że nie mówi jej do
końca prawdy. "Pewnie kiedyś się dowiem, o co w tym wszystkim chodzi"
Szli bardzo
blisko siebie, czasami ich dłonie niby przypadkiem dotykały się. Czuła wtedy
iskrę przeskakującą między nimi. Przymknęła oczy, wdychając powietrze
przesiąknięte jego zapachem.
- Wszystko w porządku?
- Tak, jak najbardziej.
- Powiesz mi coś więcej o sobie? Co lubisz? Jak spędzasz
wolny czas w Warszawie?
- Lubię czytać, ale to już wiesz. - zaśmiała się na
wspomnienie dnia, w którym się poznali. - Często siadam pod kocem z kubkiem
herbaty i znikam na wiele godzin. Nie ma mnie dla nikogo. Wyłączam się.
Zazwyczaj wtedy czytam albo słucham muzyki. Uwielbiam polski rock z lat 80. -
90. Poza tym lubię eksperymentować w kuchni. Z początku potrawy lądowały w
koszu, ale z czasem nabrałam wprawy. I nawet dobrze mi idzie. A ty co lubisz?
- Może to śmieszne, ale przyjemność sprawia mi moja praca.
Lubię wypływać daleko w głąb morza i przyglądać się jego falom. To uczucie jest
nie do opisania. Ta przestrzeń i adrenalina, jeśli złapie nas sztorm. Tam czuję
się naprawdę wolny. Pokochałem to odkąd pierwszy raz wszedłem na kuter. Czasami
kiedy długo nie wypływamy czuję, że zaczynam za tym tęsknić.
- Zabierzesz mnie kiedyś ze sobą?
- Jeśli tylko będziesz chciała.
- Będę chciała. I to bardzo.
- W takim razie umowa stoi.
- Kiedy znów wypływacie?
- Jutro rano, mamy spore zamówienie, nie wiem ile nam to
zajmie czasu. Mam nadzieję, że szybko wrócimy, bo coś mi się obiło o uszy, że
ktoś chce mnie zabrać na spacer - zaśmiał się.
- Dobrze słyszałeś. Tylko musisz obiecać, że będziesz na
siebie uważał i nie dasz się pożreć rekinom.
- Tak jest, kapitanie - zasalutował uśmiechając się
promiennie.
- To tutaj - powiedziała, kiedy stanęli przed domem mamy. -
Teraz już mogę ci podziękować za miły wieczór?
- Teraz już tak.
-Więc dziękuję, naprawdę świetnie się bawiłam - wspięła się
na palce i pocałowała go w policzek, nim zdążył cokolwiek odpowiedzieć zniknęła
cicho zamykając za sobą drzwi.
Oparła się
o ścianę w przedpokoju. Zamknęła oczy "Co ja najlepszego wyrabiam".
Wzięła głęboki oddech i pobiegła na górę do swojego pokoju. Wyjrzała przez
okno, w ostatniej chwili zobaczyła znikającą za zakrętem postać Alana. Schowała głowę w dłoniach
-To się nie dzieje naprawdę. To niemożliwe. - powiedziała do
siebie i wybuchnęła płaczem.
Bardzo fajny blog i wciągające rozdziały :) Podoba mi się to w jaki sposób piszesz. Poleciłam twój blogu paru znajomym :)) Serdecznie zapraszam cię też na mojego bloga http://halloweenismylife.blogspot.com/, pozdrawiam i życzę dobrej weny twórczej c;
OdpowiedzUsuńAle piękne. Wzruszasz mnie, bardzo. Umiesz "złapać człowieka za serce" <3 Jestem znowu pod wielkim wrażeniem, z każdym rozdziałem czuje się bardziej oczarowana. Pisz dalej, mam nadzieję, że przeczytam kiedyś Twoją prawdziwą książkę. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawia Anka ;)
Zapraszam przy okazji na nowy rozdział http://ania9716.blogspot.com/
Muszę przyznać, że bardzo dobry rozdział. Nie spodziewałam się, że tak miło mi się go będzie czytało ♥
OdpowiedzUsuńPostaram się wpadać częściej i zacznę czytać od początku.Cieszę się, że to dopiero piąty rozdział. Przynajmniej będę na bieżąco.
Zaobserwowałam ^.^ Tylko z innego konta google :C
Nie chciało mnie przelogować na to, ale to nic. Zaobserwuję Cię z tego jak uda mi się to wszystko ogarnąć.
Pozdrawiam,
~ Gianna
http://the-world-of-ice-and-fire.blogspot.com/
Bardzo mi się podoba ! Jest cudowny ! <3 Czekam nn ;*
OdpowiedzUsuńPS. Zajrzałabyś ? http://nobody-else-louis-tomlinson-ff.blogspot.com/
Podoba mi się, ten rozdział bardziej mi przypadł do gustu niż pozostałe ;D
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział :D Strasznie mi się podoba i nieźle mnie wciągnął. ;)
OdpowiedzUsuńAlan, imię które strasznie mi się podoba, plusik dla Ciebie. :P
Jestem ciekawa jak to wszystko się potoczy i mam nadzieję, że Dominika nie zapomni o Igorze. ^^
Pozdrawiam :*
zdradzę tylko, ze nie będzie potrafiła zapomnieć ani o jednym ani o drugim :)
UsuńCudne opowiadanie trafiłam tu przypadkiem i muszę przyznać - nie żałuję! :)
OdpowiedzUsuńzapraszam - http://slave-abbie-fanfiction.blogspot.com/
Piszesz bardzo fajnie, czytałam to jak prawdziwą książkę. Gratuluje talentu ;) http://fairytaledreamcloudeen.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńDobrze napisane, rzadko się zdarza żeby opowiadanie o takiej tematyce mnie nie nudziło. Podobał mi się ten kawałek z tym imieniem i opisywaniem przez Alana jego typu dziewczyny. Nie wiem dlaczego, po prostu t było świetne :D
OdpowiedzUsuńhttp://ever-books-world.blogspot.com/
Wow. Ale klimat stworzylas... Jakbym byla w tej malej, klimatycznej knajpce z tym pysznym kubkiem gorącej czekolady. Alan jest intrygujący, ale wydaje sie być czarującym mężczyzną, no ale co z narzeczonym bohaterki? Z niecierpliwością czekam na następny tak wspanialy rozdział, pozdrawiam,
OdpowiedzUsuńMy-spain-story.blogspot.com
I wreszcie jestem... Przepraszam, że tak późno, ale jakoś nie mogłam się do tego zabrać :(,W każdym razie - przeczytałam wszystko aż do tego rozdziału i szczerze muszę stwierdzić, że jestem oczarowana :) Mimo że normalnie nie czytam na blogach opowiadań o takiej tematyce, to Ty całkowicie mnie do swojego przekonałaś :) No, czytanie dokończę później, bo chyba jednak już pora na spanie :D
OdpowiedzUsuńJeszcze raz zapraszam do siebie ;)
Czytam. Bede Ci dawac widomosci, zebys o mnie nie zapomniala :D
OdpowiedzUsuńPoza tym rozdzial cudowny. Byłam wprost zauroczona pomyslem z gra w zagdywanie imion. Dlaczego mnie nikt nie podrywa w taki sposob? Swiat jest niesprawiedliwy!
Pozdrawiam, nieźle zdołowana puck
Cudowny rozdział jak wszystkie. Ten chyba jest najlepszy. Dużo zabawnych momentów :) Poznałam dokładniej Alana i Dominikę też można poznać jeszcze bardziej w tym rozdziale. Piszesz genialne dialogi. Po prostu nic dodać, nic ująć :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Zapraszam do siebie: http://ourangelsalwaysfall.blogspot.com/
Wróciłam tutaj, tak jak obiecywałam. Rozdział o niebo lepszy od wszystkich poprzednich, które przecież nie były złe. Tak więc BRAWO!
OdpowiedzUsuńAlanek sympatyczny, ale na mnie nie sprawił wrażenia "niegrzecznego chłopca", bardziej takiego uroczego łobuziaka, trochę cwaniaczka, ale jednocześnie też mężczyzny, którego życie nie oszczędzało i doświadczyło.
Co do barmanki, myślę, że mogłabym ją polubić, bo taka charakterna z niej dziewucha.
Natomiast Majka - ja wiem, że to ona jest główną bohaterką, ale naprawdę ciężko żywić do niej sympatie. Ona ciągle ocenia wszystko i wszystkich po pozorach. Mam wrażenie jakby robiła z siebie taką "co to nie ona". Czekam na to aż ktoś w końcu utrze jej nosa. I wydaje mi się, że to będzie Alan.
Co do zgadywania imienia kiedyś miałam taką samą przygodę z panem o imieniu na P i tych męskich polskich imion jest tylko 4, więc też odgadłam, a on potem całe gimnazjum na mnie Wiedźma mówił, albo Czarownica... Tak więc do Alana od razu mi się Wiedźmin skojarzył :)
Wydaje mi się, że ta przetwórnia, czy coś tam co było tak długo zamknięte, to Alana ciotka otworzyła, i że on stąd znał psa Dominiki i zapewne zna też jej matkę :)
Kompletnie nie rozumie dlaczego Domi płacze, i po co jej te wyrzuty sumienia bez powodu.
Zapraszam do mnie:
http://sie-nie-zdarza.blogspot.com/
Tam jest pomyłka - napisałam Majka jako Dominika, ostatnio wszystko co czytała to zawsze główną bohaterką była Majka i tak nawykłam, poza tym tutaj też Majka była, ta taka co tak dobrze jej prawo jazdy poszło i ona mi tak w pamięci utkwiła.
UsuńCos mi sie wydaje ze Alan kręci :) No i jestem ciekawa kiedy zerwie z Igorem bo czuje ze cos z tego będzie EWA
OdpowiedzUsuńOj Ewuniu, bardzo się cieszę, że czytasz :) ŻYCZĘ WYTRWAŁOŚCI BO JESZCZE SPORO ROZDZIAŁÓW PRZED TOBĄ. pozdrawiam serdecznie i oczywiście dziękuję za pozytywne komentarze :)
UsuńTego się można było spodziewać. W końcu musieli się spotkać jeszcze raz i poznać, od chyba drugiego czy trzeciego rozdziału do tego dążyłaś, a i w pierwszym była przesłanka, że z Igorem nie jest szczęśliwa.
OdpowiedzUsuńKłóciłbym się jednak z Dominiką czy Alan jest inteligentny. NA inteligencje składa się wiele rzeczy, nie tylko sztuka kojarzenia faktów i logiczne myślenie. Jednak z pewnością nie jest głupi i nadęty.
Nadal czekam na to aż ten szablonowy początek ulegnie załamaniu i popłyną pierwsze łzy z poważnego powodu, lub poleje się pierwsza krew z błahej i nieważnej motywacji.
Zapraszam do mnie:
"Jabłka i śniegi" (romans)
www.j-i-s.blogspot.com
"Sierociniec przy cmentarzu" (fantastyka)
www.w-sierocincu.blogspot.com
"Miejskie opowieści" (obyczajówka)
www.miejskie-opowiesci.blogspot.com
Najlepszy, i najdłuższy rozdział, co oczywiście wychodzi na plus. Uważam, że trochę za szybko Alan powiedział o wydarzeniu z dzieciństwa, czyli stracie rodziców.
OdpowiedzUsuńW sumie to oprócz jej imienia nic innego o niej nie wie, ale widać, że mu się ona bardzo podoba,i gdyby mógł to pewnie nawet od razu rzucił by się na nią. :)